Wyprzedało bo dużo ludzi na to czekało i pewnie niespecjalnie wielki nakład stosunkowo szybko się rozszedł, fakt że nie próbowali dodruku jest dosyć znaczący. Tłumaczenie Hugo było tragiczne, tak jak szybko kupiłem...tzn. źle bo sprzedałem jeszcze szybciej niż kupiłem. Ale były i plusy tego wydania, nie trzeba było się zastanawiać czy lepiej żeby było piękne czy wierne, bo nie było ani takie, ani takie. No i jeszcze ten pomysł, żeby zrobić to a la tłumaczenie Shreka czy innej podobnej animacji czyli nieustające nawiązania do obowiązujących wtedy trendów, memów czy innych virali. Ja jako stary, w większości wypadków nie miałem pojęcia do czego tłumaczka (bo przecież nie autor) pije, następne dziecko, które będzie to czytało kilka lat później również nie będzie wiedziało o co chodzi, to lektura jednorazowego użytku. Tak jak z reguły byłem zadowolony z pracy Tomasza Kołodziejczaka, tak tutaj spowodowana została potężna kraksa, no bo jakoś mi się nie wydaje żeby przed podjęciem zadania pani Agnieszka Labisko nie przedstawiła swojej koncepcji.