Drogi grzmichju (jakkolwiek brzmi mi to jakbym cię na wstępie obrażał nazywając wulgarnie fallusem), piszesz, że prawdziwy komiksiarz czyta na bieżąco, po angielsku. Ale co czyta? Marvel i DC? Czy może musi się z czymś jeszcze zaznajomić? I tak: jak jestem nowym czytelnikiem to rozumiem, że muszę przeczytać całą superbohaterszczyznę z dwu głównych uniwersów, poczynając od tego co chce nam zaserwować Hachette kolekcję Marvel Origins... Rozumiem, że to wszystko przeczytałeś i orientujesz się w temacie. Bo jakże to czytać najnowsze eventy nie znając najdokładniejszych szczegółów poprzednich przygód występujących postaci...?
Dalej: prawdziwy komiksiarz zapewne jest też fanem, a więc ma na względzie dobro twórców. Ergo - nie okrada ich. Czyta z legalnych źródeł. A że zapewne "prawdziwy komiksiarz" musi być też papierofilem... Marvel Unlimited i inne wynalazki odpadają. Tylko fizyczne wydania. Domniemywam również że "prawdziwy komiksiarz" nie spekuluje i nie rozstaje się ze swoją kolekcją puszczając w świat wtórnego rynku zakupione zeszyty...
Więc skoro jesteś "prawdziwym komiksiarzem" musisz mieć megakolekcję Marvel/DC począwszy od pierwszych numerów. Powiedz, skąd znajdujesz kasę na zakup archiwaliów... a nie, ty je kupujesz na bieżąco, sorki zapomniałem. Ale to i tak multum makulatury (wiem, Ciebie, drogi grzmichuju, jako "prawdziwego komiksiarza" mierzi nazywanie komiksów makulaturą, ale ja zaściankowy prosty chłop spod obornika, więc mi po wielkopańsku wybacz), którą trzeba:
a) kupić;
b) przeczytać;
c) składować.
Jak znajdujesz kasę, czas i miejsce by tego dokonać?
Tylko moment... Teraz opisałem "prawdziwego SH'owca" a nie "prawdziwego komiksiarza". By być tym drugim musisz z podobną pieczołowitością czytać m.in. po francusku frankofony, po japońsku mangi, nasze rodzime poletko (pewnie z odrazą nad tym robactwem i zacofaniem) też ogarniasz. A co z komiksem hiszpańskojęzycznym? Czeskim? Grzmichuj-wie-jakim?
Co próbuję wykazać: jak na osobę o światowym zadęciu masz bardzo wąskie postrzeganie.
Kokoro mnie boli, gdy odmawiasz mi miana "prawdziwego mangozjeba", bo po japońsku umiem kilka słów na krzyż. To ogromny rynek i nawet true otaku z kraju kwitnącej wiśni nie są w stanie ogarnąć tego ogromu (jak kot na pustyni - kuwety).
Prawda jest taka, że nie mam talentów do języków. Angielski coś tam rozumiem, ale czyta mi się siermiężnie. Jak nie ma opcji, to decyduje się na anglojęzyczną lekturę, ale więcej frajdy sprawia mi własny język w dymkach ("a niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają"). Ale co ja się będę produkował jak cię to grzmichuj obchodzi? Chcę tylko dać do myślenia: Zanim włożysz fiuta między futrynę a drzwi pomyśl po co to ci.
Obrażasz innych, ale oni (w tym i ja) mają na Ciebie wyjebane. Zwisa nam twoja opinia. Pośmiejemy się, ponabijamy i dale się będziemy zwać komiksiarzami. A ty się tylko kompromitujesz.