Skoro Egmont jest największym wydawcą komiksowym powinien śmielej wchodzić w fandom. W końcu mamy i prawa ale i obowiązki. Obowiązkiem takiego wydawcy jest dbanie o otoczkę (konkursy, konwenty, imprezy, kampanie reklamowe, nagrody branżowe) a nie dość ostrożne dozowanie oferty
To jest w ogóle mega ciekawe, że Egmont od początku dziejów nie angażował się w społeczność komiksową. Ja też jej nie lubię, ale może właśnie dlatego, że kontrolowana jest przez Stowarzyszenie Komiksowe, czyli organizację mającą na względzie bardziej twórców i wydawców niż klientów i czytelników (kolejny mindfuck). To niespotykane w innych dziedzinach. Trochę tak jakby na targach E3 zabrakło EA Play albo Ubisoft czy CD Projekt nie wynająłby Keanu Reevesa. To ogromne niedopatrzenie, że Egmont miksuje się z takiego miejsca, co potwierdza styl polityki Kołodziejczaka - samotnej wyspy ściągającej najbogatsze dzisiaj statki. Nie inwestującej w szlaki morskie, nie szukającej potencjału nowych lądów czy kompanii - liczy się tylko to, żeby do końca kwartału było jak najwięcej po stronie przychodu, choćby kosztem genialnego ruchu, który zapewni dekady dobrobytu. Takie podejście z lat 90.
Mucha - drugi ważny gracz też mało się angażuje, ale to dlatego, że nie jest w Polsce i w gruncie rzeczy nie ma pojęcia o społecznościach. Osoby odpowiedzialne merytorycznie za Polskę, m.in. pan Sidorkiewicz to antypatyczne i antysocjalne osobniki, związane z Kołodziejczakiem. Przypadek? Nie sądzę. Pamiętacie jak Sidorkiewicz próbował poprawiać Kołodziejczaka podczas omawiania Knightfalla na prezentacji nowości? Haha, o tym mówię. Jakiś tłumacz, "znawca popkultury" próbuje Kołodziejczaka zdyskredytować w tak podstawowej kwestii jak liczba tomów i ich wielkość. Wiedziałem wtedy, że niezależnie od prawdy Knightfall wyjdzie tak, jak powiedział Kołodziejczak, nawet jeśli to był błąd.
NSC też nie buduje żadnej relacji z czytelnikami poza "-40%". Więc o kształcie społeczności decyduje Stowarzyszenie Komiksowe powiązane z lokalnymi graczami numer 4 i 5 na rynku. Patologia? Chyba tak.
Ale takie działania też E podejmuje - chociażby zeszłoroczna akcja w Biedronce (znam co najmniej dwie osoby, które przy tej okazji kupił coś dla dzieciaków, z czego jeden przypadek zaowocował kupnem później całej serii).
No tak, masz rację. To był ewenement na skalę egmontową. Tylko, że znowu - to była oferta dla dzieci. Nie ma żadnych dowodów, że dzieci którym czyta się komiks stają się przyszłymi czytelnikami komiksu, podobnie jak dzieci, którym czyta się Świnkę Peppę nie stają się rzeźnikami, a gracze GTA przyszłymi mordercami.
Przypominam, jakie komiksy są obecnie wśród najlepiej sprzedających się komiksów Egmontu - W.I.T.C.H. i kacze kolekcje.
I jest to pokłosie setek tysięcy sprzedawanych magazynów 20-25 lat temu.
Słuszna obserwacja. Wygląda więc na to, że Kołodziejczak pomylił się dwukrotnie. Nie tylko nie udało mu się przekonać 200-300 tys. czytelników Kaczora do dorosłych komiksów, to jeszcze okazało się, że czytelnik Kaczora nie wyrasta z Kaczora. No bo z czego wynika tak ogromne zainteresowanie Kaczogrodowymi komiksami? Co nakład, to znika, nawet ten z błędami (dzięki radef za pracę).
To powoduje, że mam nową teorię, która tłumaczy wiecznie wysoką sprzedaż Kaczorów ale i Thorgali:
"Ludzie czytający Kaczory, Kajka i Thorgala to ci, którzy mają ogromny sentyment do tamtych tytułów, ale nikt nigdy nie powiedział im, że w ciągu 25 lat pojawiło się znacznie więcej i znacznie lepszych komiksów i że warto je czytać."
Pomimo Światów Komiksów, Fantasy Komiksów i innych prób wyjścia do mainstreamu - to wszystko było bez skutku. Wciąż gdzieś w blokach dużych miast i wsi kryją się dziesiątki a może setki tysięcy czytelników, którzy myślą że komiksy skończyły się na Thorgalu. A metal skończył się na czarnej płycie Metalliki (sic!)
To nie jest tak, że Hachette wykreowało popyt. Nie, Hachette zauważyło, że rośnie spory popyt na komiksy Marvela i zaprezentowało ofertę przystępną dla szerokiego czytelnika. A to że popyt ogólnie na superhero rośnie, było widać m.in. po sprzedaży wydań Egmontu, które z ogromnego dołka ok. 2008 roku zaczęło odżywać, wyprzedał się "Joker", wyprzedały się "Batmany", ale po prostu Tomasz Kołodziejczak po kilku nietrafionych wcześniejszych propozycjach nie mógł ryzykować aż tyle od razu i wolał po prostu spokojnie ruszyć z DC. [..] popyt na Marvela urósł do takich rozmiarów, co było też zbieżne z dalej rosnącą popularnością filmów Marvela, że można obok tego wydawać sterty innych komiksów i sprzedawać je w dobrych nakładach.
To właśnie jest tak, że Hachette wykreowało popyt na komiksy. Filmy Marvela nie wydawały komiksów i nie sprzedałby się ani jeden komiks więcej, bo zwyczajnie nie było komu i czego kupować. Myślisz, że Egmont udostępnił Hachette dane na temat sprzedaży DC i to skłoniło Hachette do wydania Marvela? yyyyyy? To się tak bardzo nie klei. Potencjał rynku był ogromny dzięki MCU, ale niezbadany. Kołodziejczak tylko pogłębiał zapaść swoim zachowawczym postępowaniem i twierdzeniem, że tylko Batman się sprzedaje.
A tu nagle Hachette (fartem czy intuicją, a może jednak badaniami), stwierdziło - wydajemy. Może nie znają się na komiksach, ale na biznesie znacznie lepiej niż Kołodziejczak. Dwutygodniowa kampania w TV (gdzie TV to było jeszcze coś), dystrybucja kioskowa (gdzie kioski jeszcze były), świetny produkt (wielokrotnie to były pierwsze komiksy o niektórych postaciach na polskim rynku) oraz dobra ekspozycja (czyli specjalne standy hachettowe). Czyli jak w 2 tygodnie podręcznikowym schematem z Koetlera pozamiatać Egmont, który od 15 lat próbował kijem zawracać Wisłę.
Dzisiaj już nie do powtórzenia tak tanim kosztem, czyli około 3-6 milionów złotych.
I kolejny błąd Kołodziejczaka. Prywatnie widać po nim, że jest fanem DC i nie kuma za bardzo Marvela. Dlatego przez blisko dekadę, od smuty po Mandragorze do WKKM karmił nas kłamstwem, które potem przyjęto za aksjomat: "W Polsce sprzedaje się tylko Batman". To były jego prywatne myśli, a nie żadna prawda. On nie czyta Marvela i ledwo co ogarnia kim jest Peter Parker, nie mówiąc o X-men, Avengers i innych.
Uważam również, że gdyby nie Hachette, to nie byłoby 80% dzisiejszego rynku, a Kołodziejczak w tych samych butach z arogancją mówiłby o garstce odbiorców i planie wprowadzenia dwóch komiksów o Spider-manie i jednego o X-men rocznie. Rocznie!!!
Ale to świetnie współgra z tym co napisałem o Czechach, gdzie WKKM i wszelkie kolekcje okazały się być podobnym sukcesem jak w Polsce, ale jednocześnie nie doprowadziły do znaczącego zwiększenia oferty przez wydawnictwa standardowe. Pomijając różnice w większości rynku, to tam nie było efektu "pokolenia TM-Semic", sam Semic w Czechach coś tam wydawał w latach 90., ale to były śladowe ilości w porównaniu z Polską.
To dlatego, że oferta czeska historycznie zawsze wyprzedała polską pod kątem ilości publikacji pomimo mniejszego rynku i większego rozdrobnienia. Głupie Montenegro (700 tys. mieszkańców, tyle co Poznań) miało w swoich kioskach ofertę komiksów Marvela i DC w rodzimym języku większą niż Polacy (poza Batmanem). Dr Strange w osobnym tytule w 2013 roku? Proszę bardzo.
Dlatego moja frustracja jako dojrzewającego czytelnika rosła. Bo wiedziałem, że coś tu nie gra. Że Czesi, Ukraińcy, Chorwaci i Czarnogórcy mogli mieć większy rynek, a my żyliśmy pod butem Egmontu i wiecznym szantażu "Nie kupowaliście, to zamykamy serię Świat Komiksu w połowie rozpoczętych tytułów". To mnie chyba najbardziej dobijało, bo ja KUPOWAŁEM i zostawałem z serią w dupie. Jak można karać jednych za to, że drudzy czegoś nie zrobili. To było upokarzające, chyba mam traumę w ogóle, dlatego tak ostro hejtuję Taurusa.
PS. Ale się nakręciłem. Idę po pixy i to nie Andersona.