Progresywność mang nie jest jednoznaczna z tym, co w USA określa się mianem sjw czy "woke".
Podstawowa różnica to to, że w mangach takie a nie inne wybory bohaterów są częścią ich życia i jedną ze składowych fabuły. Poza tym są osadzone w danym gatunku mangi. To, co zarzuca się wielkiej dwójce (ale oczywiście nie tylko jej), to to, że traktuje obecnie medium komiksu czy filmu jako platformę do szerzenia określonych treści i robi to w sposób totalnie nieumiejętny. A manga tego nie robi. Wstawia to po prostu jako część charakterystyki bohatera, przynajmniej w większości.
Problemem jest też to, że te wielkiej dwójki komiksy robi się po to, żeby zadowolić grupę, która ich nie czyta. To chyba największy paradoks. A tych, co czytają komiksy i zgłaszają zastrzeżenia określa się mianem "toxic fandom". A zatracona umiejętność tworzenia nowych fabuł prowadzi do tworzenia postaci "out of character".
Przykład z ostatnich tygodni: leci batman nad miastem i widzi włamanie. Mówi do siebie: "to nie sprawa dla mnie, niech się włamują, bo ten bogacz na pewno jest ubezpieczony. Muszę poszukać czegoś innego."
Drugi, bardzo głośny: "What if Miles Morales was Thor." I tutaj totalnie stereotypowy wizerunek czarnej społeczności. Asgard wymazany graffiti, bohater sypiący tekstami z MC Hammera (!), wielgachne sneakersy na nogach. Wyszło na to, że ci wielcy wojownicy sjw są największymi rasistami i seksistami. Autor tego komiksu już zdążył się naprzepraszać na Twitterze.
Długi temat.