nie wierzę, że czytam kilkunasta stronę o odcieniach żółci...
glutamiluta pośmialiśmy się, ale na poważnie, zaczynają mnie naprawdę martwić dwie kwestie w komiksach Egmontu. Pierwsza to
jakość, czego najlepszym przykładem był poprzedni tom Daredevila, tak ohydny raster bardzo boli, i porównując choćby z wydaniem Tm-Semica, to jest to dla mnie spora wpadka. Drugi problem to
tłumaczenia, ja rozumiem, że "wierne nie są piękne, piękne nie są wierne", ale to co się ostatnio w tłumaczeniach u Was odpiernicza, to już podchodzi pod spore przegięcie. Owszem, nawiązanie do polskiej kultury zawsze są na plus, Shrek był tego doskonałym przykładem, jednak w tym przypadku mamy do czynienia z historiami stricte amerykańskimi, wywodzącymi się z ich kultury i dziejącymi się w jasno określonym miejscu. O ile nie przeszkadza mi bardzo detektywka, a hakeyka była fajnym pomysłem i miała sens, to już nadużywanie "dzbana" spowodowało, że poważnie zastanawiam się nad kolejnymi zakupami. A jak koledzy pokazują na przykładzie Diabła, to już w ogóle paranoja. Tom pięknie wygląda, ale poważnie teraz zastanawiam się nad zwrotem, dla mnie jest to towar który z powodu tłumaczenia wiele traci, i obcowanie z nim zaczyna być mało przyjemne. A komiksy czytam dla przyjemności, więc...