Mi z kolei "Mister Miracle", w odróżnieniu od "Visiona", podszedł bardzo umiarkowanie. W tym przypadku chyba ja zbyt wiele się spodziewałem. Komiks owszem interesujący, ale jednak jakby nijaki, podobnie jak para głównych bohaterów. O ile w przypadku syntezoida swoisty brak ikry i żywiołowości sprawdził się (w końcu mieliśmy do czynienia z maszyną), o tyle "MM" traktuje jako niespełnioną szansę na zwiększenie popularności trzecioligowych osobowości. Na pewno mój entuzjazm wobec dokonań Toma Kinga został mocno nadwątlony. A ponoć "Omega Men" o klasę słabsi niż "MM".