To taki dość życzeniowy tryb myślenia - czytelnicy wiedzą, że tytuł jest dobry i się sprzeda, więc wydawnictwo robi przelew bankowy, kupuje licencję i wydaje tytuł po polsku.
Ale jednocześnie licencjodawca również dobrze wie, który tytuł jest chodliwy i się sprzedaje w ogromnych ilościach. I po to, by wycisnąć ostatniego dolara z licencji - kaprysi i robi różnorakie fanaberie. A to robi pakiety i by dostać licencję, trzeba dodatkowo kupić dwie inne na szroty, które oddzielnie nikt by nie kupił, a to wymaga minimalnych niebotycznych nakładów, a to żąda by dany tytuł przez 10 lat był ustawicznie wznawiany. I takie gwiazdorzenie może być często nawet nie do udźwignięcia dla naszego (w naszym mniemaniu) wielkiego Egmontu. I zaczynają się negocjacje, które pewnie w niektórych przypadkach trwają miesiące bądź nawet lata. Więc Egmont musi nabić Deadpooli i Batmanów by mieć na tyle nadwyżkę finansową by porwać się na Invisible i nie zaliczyć strat.
Oczywiście to są moje wnioski z dupy, ale chyba bliższe prawdy niż utopijne życzenia czytelników, że Egmont mógłby wydać wszystko, tylko ma wywalone na czytelników i zwyczajnie mu się nie chce. Sądzę, że Egmont z czasem wyda wszystkie ważne tytuły z listy - tylko zwyczajnie zabierze mu to sporo lat.