No cóż, jeśli pozwolicie, dorzucę coś do głosów pokolenia lat 90.
Wydaje mi się, że moim pierwszym komiksem był "
Kaczor Donald" nr 11/1995. Jako dziecko lubiłem Wieczorynkę, a szczególnie niedzielne kreskówki Disneya z Myszką Miki i Kaczorem Donaldem, i najpewniej rodzice postanowili kupić mi coś do oglądania z tymi samymi bohaterami
Jestem pewien, że komiksy odegrały jakąś rolę w fakcie, że jako trzylatek umiałem już czytać - wcześniejsze przekłady KD Michała Wojnarowskiego z Bralczykiem jako redaktorem, choć nie do końca wierne, były przebogate pod względem językowym i pomogły mi zgromadzić w młodym wieku niebanalny zasób słownictwa. Może to moc sentymentu, ale od tamtej pory aż do dziś nie przestałem kupować "Kaczora Donalda" i innych kaczko-myszowych publikacji.
Najprawdopodobniej na analogicznej zasadzie mordowane do granic możliwości animowane "Asteriksy" z pobliskiej wypożyczalni wideo zaowocowały najpierw ostatkami z białej serii - "Asteriksem i Reszehezadą" i "Galerą Obeliksa" - a potem niebieską serią z leksykonem. W tych przedinternetowych czasach rodzice kupowali mi to, co się znalazło w księgarni, przez co czytałem "Asteriksy" w dziko poprzestawianej kolejności (i bawiłem się znakomicie). Najpierw był chyba "Gladiator", potem "Brytowie", dalej nie pamiętam. Pamiętam jednak, jak się cieszyłem, jak w końcu dorwałem pierwszy album
Do dziś mam niebieską serię częściowo w SC, a częściowo w HC, bo braliśmy wtedy takie wydanie, jakie było w sklepie. Z frankofonów zbierałem jeszcze "Smerfy", ale zdążyłem tylko na cykl Egmontu, od "Smerfa Czarnoksiężnika".
Przez podobieństwo do "Kaczora Donalda" i kreskówkowe związki zgromadziłem też małą kolekcję "Królika Bugsa", "Toma i Jerry'ego" i "Garfielda" (te dwa ostatnie to jedyne TM-Semici, na jakie zdążyłem się załapać). W przypadku Garfielda kontynuowałem to później w formie książeczek i integrali z Egmontu. Jak tak sobie pomyślę, wszystkie te serie też obficie oglądałem jako kreskówki... No proszę, chyba już wiem, wg jakiego klucza rodzice dobierali mi lektury
"Odziedziczyłem" też po rodzicach sporo komiksów z okresu PRL - Tytusa, Kajka i Kokosza, historie Tadeusza Baranowskiego, komiksy o odkryciach geograficznych Kasprzaka (czytałem w kółko!) i dwujęzyczne o dawnych królach Polski, trochę adaptacji powieści... Nie były to kompletne zbiory, ale starałem się uzupełniać luki nowszymi wydaniami.
W tym czasie nie korzystałem za bardzo z internetu i nowych komiksów szukałem głównie w Empiku - oczywiście dziś wszystko można wygodnie i tanio znaleźć i kupić online, ale łza się w oku kręci, kiedy sobie przypomnę, jak fajnie było po prostu zobaczyć na półce w sklepie wyczekiwany od dawna tytuł, co do którego nie mieliśmy pojęcia, że w ogóle się ukaże. Ja tak miałem z tymi małymi integralami "Tintina" - i tak mi się pofarciło, że ich pierwszy rzut (tomy zielony, pomarańczowy i stalowy) wyszedł niedługo przed moimi urodzinami. Niezapomniane przeżycia
Z Empiku podłapałem też "Star Wars Komiks", dzięki któremu wsiąkłem w gwiezdnowojenne komiksy, parę albumów "Lucky Luke'a", "Blueberry'ego", do którego przyciągnęła mnie okładka drugiego
integrala i w którym z miejsca się zakochałem, oraz kilka Marveli od Muchy - "Tajną wojnę" i pierwszy tom "Astonishing X-Men". Kupowałem nawet kolekcję figurek Marvela od Eaglemoss, bo niczego bardziej "superbohaterskiego" nie mogłem w tamtym czasie znaleźć - a ona miała wewnątrz okładki i kadry z komiksów (niektóre, co prawda, badziewnie przełożone...).
Ze wstydem muszę przyznać, że jako licealista nie byłem do końca obeznany z mechanizmami rynku wydawniczego i kilka innych pozycji w Empiku po prostu przeczytałem... (zdaje się, "Silver Surfer: Requiem", "Czwórkę z Fantasticka", resztę "Astonishing" i wczesne wydania albumowe serii gwiezdnowojennych) Ale to było wtedy, gdy w moim Empiku były jeszcze olbrzymie kanapy i pufy obok półek, które nastoletniemu mnie wydawały się wyraźną sugestią. Deklaruję, że od tamtego czasu się poprawiłem
A potem w telewizji pojawiły się reklamy kioskowej kolekcji o superbohaterach Marvela. Pierwszy tom był o moim ulubionym Spider-Manie, do którego miałem sentyment dzięki... no tak, kreskówce.
Tej konkretnie. Kupiłem go i chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o kolekcji, więc zacząłem guglować i trafiłem na forum Gildii. A potem to już poszło jak z górki, zwłaszcza gdy poszedłem do pracy i zacząłem dysponować większymi funduszami. Efekt kuli śniegowej, można powiedzieć. Odkrywanie sklepów internetowych, rozszerzanie zainteresowań, chroniczny brak miejsca na półkach...
W zasadzie przed napisaniem tego tekstu nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele moich wczesnych wyborów komiksowych było motywowanych znajomością bohaterów z filmów animowanych. W każdym razie jestem pewien, że kreskówki zapewniały tylko dobry start w historie - potem wsiąkałem już w komiksy i zajmowały one u mnie zdecydowane pierwszeństwo. Może też właśnie z tej uwagi do dziś lubię historie humorystyczne i bardziej w stylu all-ages. U kolegów wychowanych od młodych lat na Thorgalu i supergierojach Semica mogła się wykształcić większa tolerancja na realistyczną przemoc w komiksie. U mnie to najwyżej Jerry walił Toma po głowie slapstickowym młotem
Aha, jako przyczynek do dyskusji - książki też czytałem. Jako dzieciak mnóstwo. Teraz mniej z uwagi na pracę i brak czasu, z czego jednak nie jestem dumny i co staram się poprawić. Moja książkowa kupka wstydu przynosi mi znacznie więcej wstydu niż ta komiksowa.