Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi  (Przeczytany 142248 razy)

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Offline Murazor

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #15 dnia: Nd, 10 Luty 2019, 10:14:43 »
@ p.2 Ostatnio to niestety syndrom większości Mignoloaverse. Nie kończące się gadające głowy. A ta seria wyjątkowo mnie wkurzyła. Nie wiem czy czytałeś  Koshchei The Deathless,  to jest przeciwległy biegun. Niestety takich ostatnio zdecydowanie mniej.
Odp w wątku Hellboya.

I innych też zachęcam do pisania w odpowiednich wątkach, bo potem ciężko coś znaleźć w wątkach ogólnych, czy tematach wydawnictw.

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #16 dnia: Nd, 10 Luty 2019, 17:40:00 »
Chwila, Murazor - w tym akurat wątku takie informacje są jak najbardziej cenne i pożądane, w końcu polecamy i odradzamy lektury. Każda taka dyskusja coś wnosi. No, prawie każda ;)
,, - Eeeeech.''

Offline Murazor

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #17 dnia: Nd, 10 Luty 2019, 17:44:41 »
Nie no jasne, ale jak widzisz post Bendera zniknął w zalewie innych osób dzielących się swoją topką i wydaję mi się, że tutaj można wrzucać listy danego miesiąca - fajnie jeżeli z opisem, a jeżeli ktoś chce podyskutować to ciąć cytat i do odpowiedniego wątku. Oczywiście jeżeli ktoś ma nie odpisać, bo trzeba szukać wątku itp to neich pisze tutaj. Mi się chciało - niedziela jest, słońce świeci - więc przerzuciłem tam :)

Za 2-3 miesiące będziesz pamiętał, że akurat tutaj ktoś pisał o Kościeju, czy pierwsze sprawdzisz wątek Hellboya? ;)
« Ostatnia zmiana: Nd, 10 Luty 2019, 17:46:30 wysłana przez Murazor »

Online Leyek

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #18 dnia: Nd, 10 Luty 2019, 20:15:29 »
3 zaskoczenie na plus
Doktor Star, liczyłem na kolejny spin-off jak Sherlock, a Lemire prawie wycisnął łzy. Świetna, wzruszająca historia.


Mam podobne odczucia. I to wszystko zawarte w raptem 4 zeszytach. Do tego bardzo dobra warstwa graficzna, lepsza chyba nawet niż rysunki Ormstona z głównej serii.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #19 dnia: So, 16 Luty 2019, 12:21:26 »
  Tym razem w podsumowaniu sięgnę nie do zeszłego miesiąca a trochę wcześniej. Styczeń był dla mnie czasem nadrabiania kolekcji Conan i Star Wars o których zdaje się już pisałem wcześniej, a w grudniu i listopadzie nie udzielałem się, także niech będzie to podsumowanie tych dwóch miesięcy plus początku stycznia w których głównie nadganiałem WKKDC.UWAGA UWAGA JAK ZAWSZE MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY. Z reguły staram się ich unikać, ale wiadomo czasami po prostu się nie da.


1. Najlepszy przeczytany:

   "Batgirl - Rok Pierwszy" Chuck Dixon , Steve Beatty, Marcos Martin. Kontynuacja "Robina - Roku Pierwszego" napisana i narysowana przez ten sam zespół autorski, toteż trudno się dziwić, że komiksy są do siebie raczej podobne. W skrócie mamy tutaj z originem Batgirl w przeciwieństwie jednak do Robina, Barbara zajmuje tutaj jak 90% czasu antenowego w przeciwieństwie do poprzednika w którym dosyć dużo mieliśmy Batmana, tutaj Nietoperza uświadczymy raczej niewiele. Ogólnie klimat jest ogólnie lżejszy niż w Robinie, bardziej odpowiadający historii o młodej, zabawnej i inteligentnej dziewczynie za której chęcią obijania twarzy przestępcom nie stoi żadna tragedia w stylu zamordowania rodziców przez Two-Facea czy zjedzenia pieska przez Killer Croca, która wyraźnie w przyszłości otworzy okno i wpuści trochę światła i świeżego powietrza do jaskini Batmana. Na początek nasza heroina dostanie jako przeciwników duet Moth-Man & Firefly. Człowiek Ćma jest tutaj wyraźnym motywem komediowym przedstawionym w bardzo krzywym zwierciadle Człowiekiem-Nietoperzem "pracującym" dla drugiej strony mającym ten problem, że jest kompletny nieudacznikiem (z drugiej strony ciężko nie odczuć niewielkiej dozy niechętnego podziwu na widok jego determinacji), na dodatek chyba nie aż tak strasznie złym jakby chciał być. Co do Garfielda Lynnsa to mimo, że z drugiej ligi to zawsze był jednym z moich ulubionych gothamskich czarnych charakterów idealnie wpasowującym się w krajobraz tego miasta, zresztą otrzymuje tutaj bardzo mocną scenę. Babs nie zostanie sama w obliczu dwóch bandziorów i wspomoże ją Czarny Kanarek, do tego pojedynek z niejakim Blockbusterem w towarzystwie Robina, egzamin na superbohaterkę przeprowadzony przez Batmana, trochę rozmów z młodym podkomendnym Gordona któremu rudowłosa wyraźnie przypadła do gustu (Robinowi zresztą też) no i ukazanie relacji z ojcem i na zakończenie złożenie przysięgi nad grobami Marty i Thomasa. Wielki plus za scenę treningu z kukłami i figurę Jokera z rewolwerem stanowiącą zapowiedź losu Barbary. Kto czytał wcześniejszy komiks to wie czego po rysunkach się spodziewać, jest bardzo podobnie czyli mocno "animkowo" z wyjątkiem palety barw zmienionej z czarno-żółtej na różowo-czerwono-fioletową bardziej pasującą do komiksu o nastolatce, jak się komuś podobało wcześniej to teraz też będzie, jak nie to też wiadomo.Podsumowując dla mnie trochę słabszy tytuł niż "Robin", który był jednym z najlepszych Batmanów (może Egmont sięgnie po resztę batków Dixona?) jakie czytałem od bardzo dawna, ale jako autonomiczna historia o bohaterce, której doprawdy nie da się nie polubić jest lepiej niż bardzo dobrze i taką ocenę wystawiam 8/10.


   Drugi najlepszy: Nie wydawało mi się, abym miał czytać coś lepszego w tamtym czasie niż Batgirl, ale zapomniałem że na kupce leży:

   "Nowa Granica" Darwyn Cooke, Dave Stewart. Nie bardzo nawet wiem od czego zacząć, ten komiks to jeden wielki list miłosny do komiksów złotej i srebrnej ery oraz do Stanów Zjednoczonych Ameryki (jak ktoś ogląda obecnie tv i kibicuje ajatollahom to może niech lepiej nie czyta). Na dodatek należy do tak zwanych "elseworldów" za którymi szczerze mówiąc wprost przepadam i które DC wychodzą o wiele lepiej niż Marvelowi. Także punktem wyjścia dla głównych wątków jest końcówka lat 50-tych w których panuje sytuacja jaką znamy z "Watchmen" czyli na fali antykomunistycznych nastrojów i pod wpływem komisji McCarthyego społeczność superbohaterska zostaje zmuszona do rejestracji i zakończenia działalności. Większość odmawia i po cichu się wycofuje, część zostaje zabita, kilkoro się zgadza i dostaje oficjalne "koncesje" (Superman i Wonder Woman, którzy zostaną wysłani do Wietnamu) a niektórzy odmawiają rejestracji jednocześnie twierdząc, że nie mają najmniejszego zamiaru kończyć walki z przestępczością (zgadnijcie kto). Jakby nie patrzeć nie są to najszczęśliwsze czasy dla superbohaterów, ale natura nie znosi próżni i powoli nadchodzą bohaterowie jutra. Gdzieś na pustyni młody lotnik, który jeszcze niedawno latał myśliwcem nad słynną Mig Alley natknie się na rozbite ufo, gdzie indziej piorun uderzy w szafkę wylewając chemikalia na technika policyjnego, gdzie indziej na ulicach zacznie się pojawiać facet z łukiem a w samym Gotham eksperymentalny sygnał radiowy nadany przez zwariowanego staruszka ściągnie na Ziemię dziwacznego przybysza z Marsa. Bohaterami, którzy dostaną najwięcej miejsca będą właśnie debiutanci Hal Jordan, John Johns i Barry Allen aczkolwiek nie jest też aby i inni bohaterowie nie dostali szansy błysnąć solo (tekst Batmana o "pudełku zapałek za kilka centów" to mistrzostwo, 100% Batmana w Batmanie, co za terrorysta). Ogólnie historia składa się z mnóstwa wątków i bywa lekko chaotyczna, co jest raczej jedyną wadą tej pozycji, oprócz wymienionych postaci pojawią się też naprzykład Suicide Squad (aczkolwiek w zupełnie innym składzie niż znane z filmu, czy [chyba] komiksu) i innych grup dla mnie jako czytelnika z Polski zupełnie niewiadomej proweniencji, żeby zagmatwać sprawę jeszcze bardziej włożone też tutaj postacię absolutnie rzeczywiste (Chuck Yeager, Edgar Hoover) czy pochodzących z amerykańskiego folkloru (John Henry). Tak czy inaczej ujawni się w końcu zły boss a okaże się nim potężny stwór rodem z mitologii Cthulhu. I będzie to zagrożenie tak potężne, że wszyscy bohaterowie (ba nie tylko bohaterowie - całe społeczeństwo) będą musieli stanąć po raz kolejny do walki ramię w ramię, ci którzy dotychczas się chowali będą musieli rajtuzy pewnie nie zawsze już pasujące wcisnąć na siebie jeszcze raz, ci którzy uciekli na inne planety czy do innych wymiarów będą musieli zarezerwować bilety na długą drogę powrotną, przyda się każdy od największego herosa do najcherlawszego szeregowego żołnierza. Starzy wrogowie będą musieli zostać przyjaciółmi a czarne charaktery zostać bohaterami pozytywnymi. I nie wszyscy to starcie przeżyją. Rysunki Cooke'a tak jak i wcześniej jakie są każdy widzi mi się bardzo, ale to bardzo podobają a w tym przypadku wyglądają jeszcze lepiej niż zwykle, gdyż doskonale pasuje do czasów w których dzieje się akcja, dziewczyny często rysowane w pozach pin-up, postacie uchwycone tak aby przypominać propagandowe plakaty, to wszystko pięknie ze sobą współgra. Niektórzy mogą treści komiksu uznać za lewoskrętne, ale raz nie zapominajmy, że w tamtych czasach były to faktycznie istniejące poważne problemy, dwa jeżeli nawet to komiks jest tak dobry, że polecam go nawet wielbicielom tortów z wafelkami (bardzo nieładnie).  Jak już wcześniej wspomniałem, całość to jeden wielki hołd, dla klasycznego komiksu superbohaterskiego i nie ma tu mowy o żadnych dekonstrukcjach czy innych urealnianiach postaci, aczkolwiek też nie jest tak, że postacie są płaskie i jednowymiarowe, nie mają swoje problemy, racje i przemyślenia ale w zupełnie niedzisiejszy sposób nikt nie bije żony, żaden bohater nie pali cracku a żadna heroina nie budzi się po suto zakrapianej orgii z siedemnastoma lesbijkami. Tutaj superbohaterowie są takimi superbohaterami jakimi byli faktycznie w latach 40-tych i 50-tych, to widać, słychać i czuć. Cały komiks przepełnia ta optymistyczna energia, która zwielokrotniona w prologu w którym widzimy pojawiających się kolejnych superbohaterów i możemy przeczytać fragmenty słynnego przemówienia Johna Kennedy wygłoszone w LA, mające stanowić o kierunku rozwoju USA i całej ludzkości, niezwykle klimatyczna rzecz. Nie jest to najlepszy komiks jaki czytałem w zeszłym roku, aczkolwiek nigdy nie pamiętam co kiedy czytałem to na bank w zeszłym roku było to Torpedo 1936, ale najlepsza zeszłoroczna superbohaterszczyzna to już chyba tak. Wspaniały komiks, wielkie dzieło tego gatunku które naprawdę ma prawo do noszenia nazwy "klasyk" a nie jakieś tam fiu-bździu. Ocena 9/10.



2. Zaskoczenie na plus: Miał być "Kontrakt Judasza", ale coś tam już o nim wcześniej napisałem, a nie lubię się powtarzać także będzie nim:

   "Flash - Powrót Barry'ego Allena" Mark Waid, Greg LaRocque. Nie bardzo wiem, czy powinienem ten komiks nazywać zaskoczeniem na plus bo ogólnie lubię Waida jako scenarzystę, nie jest to może geniusz na miarę Alana Moore, ale też nie schodzi poniżej pewnego poziomu a te jego komiksu które czytałem z reguły oceniałem sporo powyżej średniej, z drugiej strony był już jeden starszy Flash w kolekcji autorstwa Waida i to był najsłabszy komiks jaki czytałem od tego autora, a i ja nie jestem jakimś wielkim fanem tej postaci, także do tego podchodziłem z pewną nieufnością. W każdym razie komiks napisany pod koniec lat 90-tych i punktem wyjścia jest pojawienie się w drzwiach Wally'ego Westa obecnego Flasha jego dawno zabitego (w czasie Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach wydanego u nas) wujka. Wujek niezbyt dokładnie pamięta co się z nim stało, ale dosyć szybko pragnie wrócić do akcji. Toteż po Central City zaczyna biegać dwóch Flashów, na początku współpraca układa im się bardzo dobrze, ale z czasem wujek zaczyna się zachowywać "zdziwniej i zdziwniej" jakby to powiedziała Alicja. Wuja robi się "zdziwniejszy" do tego stopnia, że w końcu próbuje zamordować Wallyego a próbującym go zatrzymać trzem innym superbiegaczom Jayowi Garrickowi, Quicksilverowi i Merkuremu sprawia solidne manto pokazując kto jest najszybszym sprinterem świata. Tak czy owak, wariata trzeba powstrzymać, także do ekipy na prośbę Wallyego dołącza Green Lantern i...i tak wszyscy wiedzą jak to się skończy. Rysunki, kompletnie mi się nie podobają, to taki typowy dla lat 90-tych styl rysowania napompowanych bohaterów, ale niezbyt sprawnych technicznie. Barry na pierwszej planszy na której się pojawia wygląda jak rozjechany Kermit Żaba i tak jest często z resztą, niektóre twarze narysowane są całkiem ok a niektóre makabrycznie koślawo. Niektóre sceny akcji są z dobrą dynamiką uchwycone, niektóre strasznie statyczne, poziom jest strasznie nierówny i ja bym go nawet średnim nie nazwał. Minus za grafikę. Na koniec, sam komiks jest całkiem fajny, zagadka ożywienia Allena wciąga (aczkolwiek jak ktoś obraca się we flashowych klimatach, to raczej szybko połapie się o co chodzi), dialogi napisane są porządnie, interakcje zachodzące pomiędzy postaciami mają sens a całość naprawdę nie nudzi. Kolejny nie mający wielkich artystycznych pretensji, ale udany jako przedstawiciel gatunku komiks Waida, gdyby nie te rysunki jeszcze. Ocena 7/10



3. Najgorszy przeczytany:

  "Kolejny Gwóźdź" - Alan Davies. Cóż jest wielkim fanem pierwszego "Gwoździa" i uważam go za jeden z najlepszych tytułów w kolekcji. Słyszałem co prawda, że jego kontynuacja jest sporo słabsza ale "nic co widziałeś nie przygotowało cię na to co zobaczysz" przytaczając pewną reklamę. Standardowo zacznę od fabuły, której...nie ma. Tak, Davies nie chciał najwidoczniej aby go posądzić o odcinanie kuponów od pierwszej części i postanowił napisać sequel w całkowicie innym klimacie i odpuścić sobie scenariusz dla odmiany. Komiks zaczyna się od wielkiej wojny Green Lanternów z Apokalips w którą wmieszani są oczywiście Nowi Bogowi. Darkseid zostaje zdaje się zabity, a czytelnik przenosi się na Ziemię gdzie Liga Sprawiedliwości zaznaje właśnie zasłużonego odpoczynku i bonusów wynikających ze sławy. Sielanka nie trwa długo bo zostają zaatakowani przez jakichś ultra-oprychów. Dalej ci drudzy zostają zaatakowani przez tych trzecich a czwarci przez piątych gdzie w międzyczasie szóści biją się z siódmymi a Batman odwiedza Deadmana który mu oznajmia że zbliża się straszliwe zagrożenie. Na dodatek zaczynają się przenikać wymiary, pojawiają się armie i stworzenia z różnych epok więc wszyscy zaczynają się bić ze wszystkimi. Na jaw wychodzi w końcu, że za cale to zamieszanie odpowiada olbrzymia kosmiczna bakteria (?), ostateczna broń Darkseida. Przerażającego jednokomórkowca pokonuje Oliver Queen (jak wiadomo w poprzedniej części zawzięty wróg superbohaterów a tutaj przeniesiony do wnętrza tego androida co wsysa moce) poświęcając własne życie a Batman leczy się nareszcie ze swojej traumy i wraca do Ligi. Happy End. Rysunki jak to u Daviesa, wysoki poziom - sporo szczegółów, ładne typowe dla superbohaterszczyzny kolorowanie. Nie wiem co mam powiedzieć, aż takiego zakalca się nie spodziewałem po tytule myślałem że autor przedstawi kolejny patent, który różni świat alternatywny od "naszego" a to jednak chyba tylko chodziło o nawiązanie tytułem bo nic takiego nie zauważyłem, ten komiks ze swoim znakomitym poprzednikiem tak naprawdę nie ma nic wspólnego, nie wiem może jakby kolory zamiast Johna Kalisza nakładał Ryszard to byłoby to artystycznie ciekawsze? +1 za rysunki i +1 za bijatyki. Razem ocena i to naciągnięta 3/10.



4. Zaskoczenie na minus:

   "Człowiek który się śmieje/Azyl Arkham" Ed Brubaker, Doug Mahnke/ Grant Morrison, Dave McKean. Dwa komiksy w jednym, obydwa dwóch bardzo cenionych twórców (chociaż jeden z nich równie często jak ceniony to bywa znienawidzony) i obydwu których ja jakoś "nie czuję" (jednego nie cierpię, drugiego lubię ale jakoś jego komiksy tchu mi nie zapierają). Zacznając od "Człowieka..." mamy tutaj kolejną wersję pierwszego spotkania Batmana z Jokerem. Sam komiks jest dobrze napisany, ma fajny ciężki klimat, jest jakiś element zagadki kryminalnej (w sumie zagadki to chyba złe słowo bo tu się niczego nie rozwiąże, powiedzmy element śledztwa prowadzonego przez Batmana), trochę akcji a na dodatek obłędnie dobre rysunki Mahnke który potrafi połączyć pewną dozę realizmu ze swego rodzaju surrealistycznym pokręceniem, natomiast wszystko to jest jakieś takie letnie. Brubaker w moim odczuciu tak bardzo starał się zrobić dobry komiks o Jokerze, że się chyba zagalopował w planowaniu. To wszystko wygląda na tak bardzo solidnie przemyślane, że aż czuć tu brak swego rodzaju szczypty artystycznego szaleństwa a wszystko jest aż do bólu poprawne a komiks był zadje się całkowicie osobnym one-shotem więc autor mógł chyba pozwolić sobie na więcej. Na dodatek nie mam pojęcia skąd (z wyjątkiem wiadomo jasnego nawiązania do burtonowskiego Batmana), ale sam scenariusz wydaje mi się dziwnie znajomy. Druga część "Azyl Arkham", z określeń którymi obdarzono ten komiks to "kultowy" i "genialny" to jedne z najczęściej używanych. W każdym razie, akcja dzieje się dwóch liniach czasowych. W pierwszej w teraźniejszości Batman wkracza do Arkham opanowanego przez szaleńców w drugiej w przeszłości poznajemy historię Amadeusza Arkhama. Dosyć ciekawie jest przedstawiony Batman, jako facet wystraszony możliwością zobaczenia swojego prawdziwego odbicia w krzywym zwierciadle szpitala psychiatrycznego, z jednej strony trudno kupić pomysł tego akurat bohatera, który dostaje załamania akurat w takim momencie z drugiej nie jest raczej żaden kanon a kolejna wariacja na temat postaci więc pomysł wydaje się okej. Na temat tego komiksu można się naczytać o wiele, wiele więcej opracowań niż samego komiksu a to nawiązania do tego a to do tamtego, a to symbolika taka a to śmaka, tutaj Jung a tutaj Crowley, tyle że obydwaj są wymienieni z nazwiska i o ile w fabule opowiadającej o chorobach psychicznych i rozpadach osobowości trudno nie nawiązać do Junga i jego koncepcji strukturalnej to kto by powiązał oko Horusa, lub arkana z crowleyowskiego tarota z nim samym? To taki właściwie mój chyba najpoważniejszy zarzut do tego komiksu, on jest jakiś taki...pretensjonalny jakby. Obliczony na efekt, gęsto w nim od symboliki, nieprzesadnie dla mnie często rozpoznawalnej czy zrozumiałej, ale mam wrażenie że niekoniecznie też zawsze potrzebnej. Identycznie z rysunkami McKeana, którego również nie lubię. Ciężko ukryć, że pasują klimatem do tej opowieści a niektóre ilustracje wprost zachwycają, ale dla mnie to też wszystko trochę takie wyraźnie zaplanowane od początku do końca aby zrobić efekt łał. W niektórych momentach te jego dziwaczne kolaże malowideł, zdjęć i szkiców zaczynają męczyć. Zdaje się, że mógł się McKean momentami dać sobie na wstrzymanie, bo na niektórych stronach to ciężko rozpoznać co przedstawiają. Zastanawiam się, czy gdyby ten komiks narysował Jim Aparo to też by się cieszył taką estymą? Na bank nie, ale czy w przypadku komiksu można mówić o rozłączeniu formy z treścią? W tym akurat przypadku chyba nie. Za to na wielki plus napewno kreacje czarnych charakterów, Joker jako prowadzący ten obłąkany tv show posiadający aparycję rockmana (mi osobiście lekko się kojarzył z Davidem Bowie), Dwie Twarze, Kapelusznik i cała reszta to wszystko strzały w dziesiątkę. W każdym razie przy kreśleniu tych kilku powyższych zdań musiałem Azyl przeczytać drugi raz bo nie wiedziałem od czego zacząć i spodobał mi się bardziej niż za pierwszym razem, ale bez tak wielkiego zachwytu jak w przypadku dajmy na to "Nowej Granicy". No jakby nie patrzeć, jeden z tytułów który każdy fan Batmana nie tylko mógłby, ale chyba powinien znać i przy okazji najlepszy komiks jaki dotąd czytałem nielubianego przeze mnie scenarzysty. MImo wszystko spodziewałem się chyba czegoś bardziej wstrząsającego. Ocena 8/10.

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #20 dnia: So, 16 Luty 2019, 14:52:39 »
Miałem po lekturze "Another Nail"- a kupiłem w pakiecie z pierwszym "Gwoździem"- podobne wrażenia. Szkoda, bo Elseword zawsze jawi mi się jako szansa na stworzenie czegoś nowego i ciekawego...
,, - Eeeeech.''

Offline Gazza

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #21 dnia: Wt, 19 Luty 2019, 12:46:05 »
(...)
3-4 najgorszy komiks
Ghost world i to bardzo zdecydowanie.
(...)
Zaskoczenie na minus
Ghost world - ani słowa więcej o tym komiksie nie napiszę. Brzydzę się.

Ale w ocenach w Twojej stopce otrzymał średnią. Więc albo nie ma czym się brzydzić i nie jest to jednak najgorszy tytuł (nie znam więc się nie odnoszę), albo ocena i opis wrażeń nie korelują ze sobą. No chyba, że najgorszy z przeczytanych w styczniu (?), ale 2,5/5 to wciąż środek stawki więc czym się tu brzydzić, dlaczego sprzedawać skoro jest tylko o punkt niżej oceniony niż Daredevil Millera, albo Blacksad #5?

Online perek82

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #22 dnia: Wt, 19 Luty 2019, 16:14:21 »
W mojej prywatnej skali 3.5 to zwykłe czytadlo (jakieś pierwsze z brzegu superhero) wszystko poniżej to automatycznie do sprzedania. 2.5 ma tylko to i infinity war
Trwa zabawa w wybieranie komiksów, które koniecznie trzeba przeczytać. Jeśli lubisz takie akcje, to zajrzyj tutaj:
https://forum.komikspec.pl/komiksowe-top-listy/100-komiksow-ktore-musisz-przeczytac-(przed-smiercia)/

Offline Gazza

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #23 dnia: Cz, 21 Luty 2019, 10:39:49 »
W mojej prywatnej skali 3.5 to zwykłe czytadlo (jakieś pierwsze z brzegu superhero)
(...)
No tak - Blacksad, Daredevil Millera....

Sorry za offtop.

Online perek82

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #24 dnia: Cz, 21 Luty 2019, 14:32:14 »
Wcześniejsze blacksady bardziej mi podeszły pierwszy tom Millera też średnio. Nic nie poradzę.
Trwa zabawa w wybieranie komiksów, które koniecznie trzeba przeczytać. Jeśli lubisz takie akcje, to zajrzyj tutaj:
https://forum.komikspec.pl/komiksowe-top-listy/100-komiksow-ktore-musisz-przeczytac-(przed-smiercia)/

Offline Gascon200

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #25 dnia: So, 02 Marzec 2019, 22:23:54 »
Dobra, skoro luty się już skończył, chyba pora zrobić swoje zestawienie:

1. Najlepszy komiks zakupiony - w lutym zakupione przeze mnie komiksy głównie nie były dobre, dlatego przejdę do...

2. Najlepszy komiks przeczytany




3. Najgorszy komiks zakupiony:

Wieczni Batman i Robin Tom 1

Jestem wielkim fanem Bat-Rodziny. Lubię Red Hooda, Batgirl, Nightwinga, uwielbiam Red Robina, Cassandrę Cain i Damiana jako Robina, mógłbym tak wymieniać i adorować ich. Jednakże niezbyt lubię ich wspólne występy, kiedy widzimy ich wszystkich razem i w ogóle, a przynajmniej w New 52, gdzie Wieczny Batman jest tego przykładem. Więc czemu kupiłem ten komiks? Otóż zaintrygowała mnie postać Matki, a sama historia z tym jak Batrodzina radzi sobie z zaginięciem Batmana. Na plus można zaliczyć poszczególne interakcje pomiędzy członkami (np. Todda z Drake'iem), niektóre rysunki (choćby Tony'ego S. Daniela) i nawet ciekawe pierwsze zeszyty. Niestety minusy przeważają nad zaletami. Po kilku zeszytach mamy nudne walki z kilkoma niezłymi scenami, intryga ze złoczyńcą staje się męcząca, a rysownicy się co chwila zmieniają (tak, wiem że to standardy tygodiowych serii, i nie podoba mi się to), i większość z nich wypada w najlepszym wypadku przeciętnie. Generalnie 1 tom mi się raczej nie spodobał, na szczęście kupiłem go na wyprzedaży i nie płaciłem tyle ile wynosi cena okładkowa. Powiedzcie mi, czy w 2 tomie jest lepiej?

4. Najgorszy komiks przeczytany:


Batman/Flash: The Price

Strasznie nijakie były to zeszyty. Myślałem, że będzie to jakaś miła odmiana po HiC Kinga, a sama historia bardzo mnie znużyła. W skrócie: Batman i Flash czepiają się nawzajem o to co się stało w Heroes in Crisis
Spoiler: PokażUkryj
Gotham Girl wskrzesza Gothama, który umiera, a jej wątek do niczego nie prowadzi. Cały czas mówi się o tym, że umrze, jeśli będzie dalej używać swoich mocy i się z tym nic nie dzieje., jest sporo szokujących scen Iris daje z liścia Batmanowi, Bruce wspomina Barry'emu o tym, że zapomniał o Wally'ym, wszyscy się na siebie obrażają. Na plus całkiem niezły 1 zeszyt o ewentualne rysunki, jednakże sam komiks mnie mocno rozczarował.
5. Zaskoczenie na minus:









(wpis będzie edytowany, więcej napiszę wkrótce)

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #26 dnia: Pt, 08 Marzec 2019, 14:22:40 »
   Podsumowanie lutego. Nieco się stęskniłem za Marvelem bo jakieś cztery miesiące nie miałem z nim do czynienia a kupiłem tego całkiem sporo, toteż w zeszłym miesiącu właściwie wyłącznie nadrabiałem kolekcję Superbohaterowie Marvela oraz dodatkowo trochę WKKM.Uwaga jak zawsze mogą pojawić się SPOILERY:



1. Najlepszy:

   "SM Elektra" - Frank Miller, Klaus Janson. Kolejny z tytułów owianych legendą, również i w naszym kraju, nie tylko z powodu tego że należy do legendarnego runu Millera, który nie tylko zdefiniował na nowo postać Daredevila ale i cały gatunek a również dlatego, że jego fragment ukazał się w Polsce jako pierwszy komiks Marela (byly jeszcze Blade Runner i Indiana Jones ale nie pamiętam już kolejności wydawania, posiadam zresztą wszystkie trzy do dzisiaj, chociaż w przypadku BR lekko oszukuję bo tamten oryginalny gdzieś się zapodział a egzemplarz który mam kupiłem na allegro, ale w razie czego będę szedł do końca w zaparte). Co ciekawe ten komiks wydany przez AS-Editor nie jest zwykłym przedrukiem oryginału a pierwszym zeszytem z tego wydania Hachette z przemieszanymi całymi fragmentami jakiegoś innego komiksu o Elektrze, tyle że ktoś to tak umiejętnie w wydawnictwie (lub tam skąd materiały do druku kupiono, przewertowałem stopkę i tam jest podane, że licencja kupiona jest w Niemczech) zrobił, że miało to sens a dodatkowe fragmenty robiły za retrospekcje z czasów przystąpienia bohaterki do Dłoni. Byłbym wdzięczny jakby ktoś się orientował czy, te fragmenty znajdą się w serii wydanej przez Egmont i dał znać. Aha odrazu dla tych którym średnio podszedł pierwszy tom wydania Egmontu (mi się podobał, ale ja ogólnie bardzo lubię takie starocie), niech śmiało kupują dalej, ten komiks to zupełnie inna waga niż ten początek zawarty w/w tomie. Czyli pokrótce w komiksie mamy przedstawioną postać Elektry - byłej zabójczyni klanu ninja oraz byłej kochanki Matta Murdocka, która powraca do Nowego Jorku po latach nieobecności ścigana przez swych byłych "braci" w zbrodni. Uwagę zwraca pierwszy zeszyt w którym aktualne wydarzenia przeplatają się z przeszłością obydwojga bohaterów, to niesamowite z jaką elegancją Miller na tych dwudziestu paru stronach zmieścił właściwie całą dynamikę relacji Elektra-Matt, po tych +-15 minutach jakie mu poświęcimy wiemy o tej parze wszystko co nam potrzebne a jednocześnie absolutnie nie odczujemy jakiegokolwiek przeładowania informacjami, sztuka takiego pisania zeszytów niestety mocno podupadła ostatnimi czasy (wspomnę o tym szerzej następnym razem, na podstawie komiksu który dzisiaj przeczytałem). Autorzy mimo dosyć sporej ilości wątków nie stworzyli jakiegoś skomplikowanego, trudnego do zrozumienia czy śledzenia dzieła, akcja zmierza od początku do końca w linii prostej niczym dobre kino sensacyjne z tamtych lat, klimatem mamy coś mocno przypominającego bendisowego Daredevila (a raczej to bendisowy przypomina tego), czyli mrok, brud, deszcz i ludzi brzydkich na zewnątrz jak i wewnątrz, aczkolwiek i kilka razy się uśmiechnąć da radę. Tekstu do czytania jest sporo wzorem mody jaka wtedy panowała w branży, ale i sporo akcji, wcale tego przegadania nie czułem a całość wciągnąłem bardzo szybko. Pod względem rysunków to tradycyjny Miller z tamtych czasów nie opanowany jeszcze późniejszą manią "ubrzydzania" swoich rysunków wspomagany poprawkami i kolorowaniem niezwykłego talentu Jansona. Momentami są drobne problemy z rysowaniem twarzy (czasami oczy są olbrzymie niczym z jakiejś mangi), czy zachowaniem proporcji, ale całość sprawia doskonałe wrażenie, zwłaszcza sceny akcji często rysowane z diametralnie różnych rzutów na kolejnych kadrach co przydaje sporej dynamiki, niestety jest to wersja z poprawionymi komputerowo kolorami, ja jestem fanem czytania komiksów wydanych 1:1 z oryginałem, także tutaj daję minus. Podsumowując lubisz Daredevila? Kupuj koniecznie. Lubisz komiksy superhero? Kupuj koniecznie. Lubisz run Bendisa? Kupuj koniecznie. Lubisz serial Netflix? Kupuj koniecznie. Lubisz Iron Fista i Luke Cage'a? Kupuj koniecznie. Lubisz...stop, nienawidzisz Bullseye'a (jego występ tutaj to czysta fantazja, która dokładnie przypomina mi dlaczego go nienawidzę a tekst zaczynający się od "całkiem niezłe ruchy mała..." to mistrz, wykorzystam go na bank)? Kupuj koniecznie.Ogólnie lubisz dobre komiksy? Kupuj koniecznie. Komiks-legenda, który w 100% na tę legendę zasługuje, czekam teraz na wydanie Egmontowe które będzie kompletne. A pomyśleć, że czytając nie tak dawno temu "Nową Granicę" myślałem że długo jeszcze tak dobrego superhero nie dane mi będzie czytać. Ocena 9/10



2. Zaskoczenie na plus:

   "SM Wasp" - Roger Stern, John Buscema. Wyciągnąłem tom z pudełka, ściągnąłem folię i pomyślałem "acha, jakiś staroć" po czym odłożyłem na stosik kolekcji "do przeczytania", całkiem niedawno właśnie wygrzebałem ten komiks ze wspomnianego stosiku...i okazało się ku mojemu zdziwieniu, że tomik jest znacznie nowszy niż mi się wydawało a za całość odpowiada dwóch bardzo lubianych przeze mnie autorów. Komiks jest wydany w mniej więcej tym samym okresie co w/w millerowski Daredevil i w pewien sposób stanowi jego całkowite przeciwieństwo, tzn. o ile tamten wyznaczał nowe kierunki na przyszłość, to ten bardzo mocno zagląda w przeszłość. Krótko, ta opowieść to jedno wielkie mielenie jednego z najbardziej klasycznych, najbardziej zajeżdżonych pomysłów epoki Stana Lee i Jacka Kirby. Czyli główny czarny charakter (syn Barona Zemo) zbiera grupę kretyńsko wyglądających pomocników o równie kretyńskich pseudonimach i wykorzystując podstęp atakuje siedzibę Avengers (pod przywództywem Janet Van Dyne i w raczej rezerwowym składzie), odcina ją od reszty świata i po początkowym sukcesie zamiast zabić swoich bezradnych przeciwników przechwala się i puszy czekając na swój smutny koniec. Nie ma tu żadnej dekonstrukcji, żadnych zaskakujących zwrotów akcji - cały scenariusz przebiega dokładnie tak jak sobie wyobrażamy od początku do końca, natomiast...natomiast jest tutaj po prostu świetnie napisana historia. Stern przypomina nam cały czas jak utalentowanym jest scenarzystą, interakcje między postaciami są rozpisane nadzwyczaj wdzięcznie, znajdzie się i miejsce na romantyczne perypetie wśród pozytywnych postaci oraz ich przemyślenia dotyczące pozycji w zespołu jak i samego zespołu wogóle również i wewnętrzne tarcia w czasie walki o przywództwo pośród zróżnicowanych tak fizycznie jak i mentalnie czarnych charakterów śa bardzo fajnie napisane, całość momentalnie mnie wciągnęła i pomimo sporych standardowo dla tego okresu sporych ilości tekstu przeczytałem go bardzo szybko. O rysunkach Buscemy, nie powinienem raczej nic pisać, w końcu to jeden z bardziej znanych rysowników wydawnictwa, czyli solidna, bardzo przyjemna kreska rodem z przełomu lat 70/80, raczej bez żadnych eksperymentów. W podsumowaniu nihil novi sub sole, ale niezwykle smaczne danie upichcone przez prawdziwych specjalistów w swoim fachu. Na koniec nie bardzo rozumiem dlaczego ten komiks ukazał się jako Wasp skoro jest częścią serii Avengers a nie otrzymuje ona specjalnie wyraźnie więcej czasu niż inni bohaterowie (scena z łzami na twarzy Kapitana jest wprost rozczulająca) a nawet niektórzy złoczyńcy. Nie wiem może chodzi o fakt pełnienia przez nią funkcji dowódcy? Nieważne, ważne że dostałem kolejny bardzo dobry komiks, którego szanse na wydanie przez innego wydawcę byłyby praktycznie zerowe. Ocena 7+/10.




3. Najgorszy przeczytany:

   "WKKM Defenders:Niszczyciel Światów" - Matt Fraction, Terry Dodson, Mitch Breitweiser. Na początek muszę powiedzieć, że jestem wielkim fanem Defenders. Tak właściwie to lekki żart, bo dotychczas przeczytałem wszystkie dwa komiksy o nich, które się ukazały w Polsce. Ale obydwa mi się bardzo podobały a na dodatek bardzo lubię postacie wchodzące w skład drużyny jako osobnych bohaterów, także pozostanę przy stwierdzeniu, że jestem wielkim fanem. W każdym razie moje oczekiwania co do tego tomu były dosyć spore, były do momentu gdy nie zacząłem czytać wstępniaka w którym okazało się, że ten komiks to jakiś dodatek do "Samego Strachu", który w zamierzeniu miał być epickim wydarzeniem a w rzeczywistości był jakimś pokrzywionym bękartem Morloków prosto z kanałów spod szkoły Profesora X. Pokrótce grupa naszych bohaterów w których miejsce Hulka zajęła She-Hulk oraz na dokładkę doszedł Iron Fist rusza powstrzymać Nula Niszczyciela czyli zły aspekt Zielonego (chyba, nie pamiętam już tych pierdół z "Samego Strachu" dokładnie), spotykają się z nim na górze Wundagore gdzie zostają schwytani przez zwierzoludzi znanego z innych komiksów kolekcyjnych Prestera Johna i znajdują tam jakąś dziwaczną rzeźbo-maszynę. Nul zostaje unicestwiony dotknięciem co oznajmia nam, że nie był jednak główną postacią wokół, której kręci się fabuła a przygodnym leszczem, a na pierwszy plan wysuwa się rycerz, który przy okazji sfiksował i jego urządzenie. Tutaj kończy się pierwszy rozdział a maszyna zwana silnikiem jakimśtam trafia do do siedziby Dr.Strange w NY i tu zaczynają się schody. Nie, wróć schody zaczęły na samym początku kiedy historyjka okazała się banalną bijatyką, w której jakiekolwiek relacje pomiędzy członkami grupy sprowadzone są do absolutnego minimum to druga część właściwie jest dla mnie mocno niejasna. Do Strange'a wraca martwa kochanka z przeszłości, grupa gdzieś tam się bije z jakimiś cthulhupodobnymi stworami na dnie oceanu pojawiają się znajomi Dannyego z Kunlun (czy jak to się tam pisze), coś tam jest o tym, że silnik to maszyna do spełniana życzeń, gdzieś tam się przenoszą w czasie czy przestrzeni, trudno powiedzieć, mam wrażenie że nie tylko ja się pogubiłem w tej historii ale i Fractiona spotkało to samo. Szczerze mówiąc nie jestem nawet pewien czy ta historia się skończyła czy nie, prawdopodobnie nie bo na końcu coś mówią o niszczeniu silników (widno jest ich więcej niż jeden), to wszystko jest takie niejasne. Pierwszą część rysuje Dodson tak jak lubię czasem dla odmiany "kreskówkowy" sznyt w komiksach, tak tego gościa szczerze nie cierpię. Nie wiem dlaczego, często nie potrafię opisać dlaczego jakieś rysunki mi się podobają a inne nie, ale jego mi się nigdy nie podobały. Drugą rysuje Breitweiser wraz z Ibanezem, tu już w/g mnie jest lepiej pierwszy rysuje w takim "ponuro-naturalistycznym" stylu wannabe artysta odpowiadający za Daredevila a drugiego dosyć podobnawa, ale bliższ "standardowi". Ergo, jeden z tych tak bardzo niepotrzebnych komiksów w kolekcji, że aż boli. Ani ładu, ani składu, ani sensu z odrobiną humoru w pierwszej połowie oraz nielogicznie zachowującymi się postaciami. Przyjemności z czytania też żadnej nie daje. Ocena 3/10




4. Zaskoczenie na minus:

   "SM Czarny Rycerz" - Paul Cornell, Leonard Kirk, Adrian Alphona. Kolejny po Wasp komiks z tej kolekcji, który właściwie nie wiadomo dlaczego uważany jest za komiks za komiks opowiadający o postaci z okładki i o ile Wasp dało się jeszcze jakoś wytłumaczyć, to tutaj Czarny Rycerz naprawdę nie pełni jakiejkolwiek ważnej funkcji a sam komiks to zbiorcze wydanie serii Captain Britain & MI13:Vampire State. Gdzieś tam czytałem już wcześniej kilka słów na temat tego komiksu i jak przeczytałem o tym, że w założeniach Dracula chce podbić Anglię i przemienić ją w państwo wampirów to pomyślałem "fantastyczny pomysł jakby tylko udało się zaprowadzić tam faszystowską dyktaturę to już bardziej brytyjskiego klimatu nie dałoby się chyba zrobić", ale to wszystko okazało się leżeć tylko w sferze mojego chciejstwa. Jak dla mnie sporym problemem tego komiksu było to, że cały czas miałem wrażenie, że zostałem wrzucony w historię gdzieś po środku, występuje sporo postaci które nie wiadomo kim są wraz z mnóstwem niejasnych powiązań pomiędzy nimi, całość jest wyraźnie wyrwana z jakiejś większej całości. Dialogi momentami są bardzo bełkotliwe i ciężko było uchwycić w nich jakikolwiek sens, zastanawiałem się czy to nie wina tłumaczenia, ale od długiego już czasu nie miałem poza okazjonalnymi literówkami jakichś większych zastrzeżeń do tekstów w kolekcji więc to raczej scenarzysta to taki nieobrobiony brylant tekściarstwa. Na dodatek w środek komiksu wrzucone są zeszyty, które w tej historii nie są potrzebne czyli historia podróży po piekle żony Kapitana Brytanii, która sądząc po imieniu nawiązującym do średniowiecznego poematu i wyglądu jest królową wróżek, oraz scenę gry w krykieta. O ile żona Braddocka odegra jakąś rolę w zakończeniu historii o tyle w przypadku meczu nie mam zielonego pojęcia w jakim celu on został wciśnięty do tego tomu, pomimo że występują w nim wszyscy główni bohaterowie to jak dla mnie nie ma on jakiegokolwiek przełożenia na historię główną i w żaden sposób nie rozwija ani bohaterów, ani ich relacji. Sama historia jest bardzo, bardzo średnia, akcja dzieje się zbyt szybko i zostaje rozwiązana zbyt szybko, albo jak już wcześniej wspomniałem zamulana jest jakimiś wtrętami od czapy. Sam Dracula okazuje się frajerem, który ani przez chwilę nie miał szans na zwycięstwo a amerykańscy autorzy wyraźnie nie czują wampirzych klimatów ani nie rozumieją europejskiej mitologii (grosteskowy przebieraniec, syn kobiety która w sumie była nie bardzo wiadomo kim to gruba przesada i to jedna z kilku). Na plus szef MI 13, nawiązanie do Jima Jaspersa i ewentualnie występy Kapitana Brytanii i Blade'a. Aha na deser dostajemy nową dziewczynę Czarnego Rycerza, Faizzę Hussain muzułmankę w chuście co została spadkobiercą mocy nijakiego Paladyna i stała się "godna" władania Excaliburem. Wicie, rozumicie. Zupełnie odmienne odczucia mam co do strony wizualnej, rysunki są naprawdę ładne i przyciągają wzrok, kadry z podziemnym laboratorium Draculi w stylu hellboyowskim czy steampunkowym okrętem atakującym z kosmosu otoczonym płonącymi wampirami robią spore wrażenie a kolory nałożone są zawodowo. Jeszcze lepiej jest w przypadku zeszytu przedstawiającym mecz, który jest wprost prześliczny, nie wiem kto go rysował, nie przypominam sobie abym widział wcześniej podobne rysunki a napewno bym zapamiętał, ale oglądanie każdej strony wprawiało mnie w niebywale dobry nastrój na dodatek tworząc fajny kontrast poprzez swoje żarówiaste, radosne kolory w stosunku do raczej ciemnawej tonacji całej reszty. Podsumowując nonsensowna, rozczarowująca historia która miała jakieś możliwości i grupę budzących sympatię bohaterów, ale lecąc tak bardzo "po łebkach" zupełnie nie skorzystała z własnej szansy. Ocena i to bardzo mocno naciągnięta ze względu na rysunki. 5/10.

Online donT

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #27 dnia: Pt, 08 Marzec 2019, 22:19:24 »
Co ciekawe ten komiks wydany przez AS-Editor nie jest zwykłym przedrukiem oryginału a pierwszym zeszytem z tego wydania Hachette z przemieszanymi całymi fragmentami jakiegoś innego komiksu o Elektrze, tyle że ktoś to tak umiejętnie w wydawnictwie (lub tam skąd materiały do druku kupiono, przewertowałem stopkę i tam jest podane, że licencja kupiona jest w Niemczech) zrobił, że miało to sens a dodatkowe fragmenty robiły za retrospekcje z czasów przystąpienia bohaterki do Dłoni. Byłbym wdzięczny jakby ktoś się orientował czy, te fragmenty znajdą się w serii wydanej przez Egmont i dał znać.

Sam Marvel wypuscil takiego skladaka - Elektra Saga. W oryginale byly to 4 zeszyty i tak na prawde, byl to Daredevil, ale pociety i na nowo posklejany, gdzie opowiesc skupiala sie wylacznie na Elektrze. Dodatkowo, dodano kilka scenek, ktorych pierwotnie w DD nie bylo (wspomniane retrospekcje).
AS wydal pierszy z tych zeszytow, podkulil ogon i sie zwinal.

Mialem kiedys komplet tych zeszytow, ale bylem glupi i je sprzedalem. Zaluje do dzis.
You know nothing. Hell is only a word. The reality is much, much worse.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #28 dnia: Pt, 08 Marzec 2019, 22:43:42 »
  Acha więc, zapewne tych momentów nie będzie w egmontowym wydaniu. Szkoda, myślałem że to wycięte było z jakiegoś osobnego zeszytu o przeszłości Elektry.

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #29 dnia: Wt, 19 Marzec 2019, 12:54:14 »
Już 19 marca?! Ależ spóźniony raport...
Podsumowanie lutego nie będzie się zbytnio różnić od styczniowego, jeśli chodzi o proporcje komiksów przeczytanych i zakupionych.  Kupiłem 59 komiksów, przeczytałem 21  [za wyjątkiem 4 tytułów spolszczone lub polskie] :(  .
Wstyd, silna wolna u mnie nie istnieje, no ale to już wiecie ...

1-  Najlepszy komiks zakupiony
Wreszcie kupiłem komplet polskich tomów Swamp-T, a także komplet Superior Spider-Mana - kiedyś  świadomie zrezygnowałem z zakupu kolejnych tomów, żeby ograniczyć ilość z zakupów. Nie wiedziałem wtedy, że SSM jest lepszy od większości komiksów Marvela, które nabyłem... A skoro wypożyczyłem cały cykl z biblioteki już dwa razy, stwierdziłem, że zakup całości jest po prostu koniecznością dziejową :)

2-  Najlepszy komiks przeczytany
"Bug! The Adventures of Forager" klanu Allredów. No, taki nepotyzm to ja rozumiem :)  Wyszło toto w YoungAnimal, nie wiem, czy sięgnąłem wcześniej po inne rzeczy z imprintu. Otóż Allredowie wzięli się za przypomnienie oraz  odświeżenie zapomnianego i dziwacznego  bohatera, stworzonego przez - jakżeby inaczej - Jacka Kirby'ego. Wychowany przez owadopodobne stwory bóg-człowiek wędruje przez czas i przestrzeń, absurd goni absurd, pomysł goni pomysł. Mamy wszystko, czego w uczciwem komiksie szukamy :D - przemoc sensowną i nie, duchy, gadające misie, NewGods i ich średnio dla mnie zrozumiały świat,  paradoksy międzywymiarowe i  czasowe, portale, jest też obowiązkowy szalony naukowiec...tak, zgadliście, mniemiec. Polecam wszystkim ludziom szukającym czegoś świeżego, chodź brzmi to dziwnie, zważywszy, że "Bug!" wyszedł dobrych parę lat temu.



Muszę też napisać o jeszcze większym starociu- "Batman/Houdini- The Devil's Workshop". Cenię sobie elsewordy , zwłąszcza te z Batmanem- dzięki poluzowanemu nieco kagańcowi ograniczeń związanych z postacią  umożliwiają twórcom prezentację ich kunsztu,  popisanie się  czymś zaskakującym. Tomik jest niestety dość mizerny objętościowo, ale warto go kupić...Chaykin tym razem niespecjalnie drażni , natomiast jeśli chodzi o stronę plastyczną, Chiarello daje z siebie wszystko co najlepsze. Bardzo lubię ,,akwarelowy" styl tego artysty, tutaj miałem ucztę co się zowie. Piękny graficznie komiks.



3-  Najgorszy komiks zakupiony
Soeken - ,,Przyjaciele".
Zaraz do tego tytułu wrócimy....

4-  Najgorszy komiks przeczytany
Zgodnie z zapowiedzią wracamy do komiksu ,,Przyjaciele". Nie wiem, po co ukazał się on w Polsce. Ogólnie rzecz biorąc, mniemce nie są uważani przez Polaków za nację wyjątkowo lotną...a i o samych policjantach zdanie mamy nienajlepsze.  I to, co być może szokowało  -choć wątpię- niemieckiego czytelnika  [,,Gott im Himmel, cóż to za porządki , patrz, Truda, pan policjant z kameradem  idzie na spotkanie nielegalnej organizacji! "], u nas budzi politowanie, bo glina to glina i do wszystkiego jest zdolny...nie takie rzeczy widzieliśmy.  Na dodatek nie dziwi nas także, że niemiecki policjant może się zachować podle w stosunku do innej istoty żywej. Nic a nic.  Ech.
Kolejny zakup bez sensu. I tak, rysunki Dema  bardziej mi się podobają.

5- Największe zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.
Na plus- ,,Nokturno" Otóż kupiłem tom1 [wydanie Taurusa] i już po kilkunastu stronach zacząłem szukać w sieci wydania całości w jakiejś przyjaznej cenie. Rzadko mi się to ostatnio zdarza, co więcej- dotąd nie do końca przemawiał do mnie Sandoval, dlatego to tak wyjątkowe wydarzenie :)

Rozczarowaniem była "Złota kolekcja" mgr J. Kozy. Rzecz ładnie  i stylowo wydana, cóż jednak z tego, gdy część żartów budzi wręcz politowanie. Przedstawienie polityków jako świń przy korycie to była może nowość w zinach przełomu lat 80/90 ubiegłego stulecia. Stać magistra na więcej.


I to by było na tyle. Marzec chyli się ku końcowi i muszę przyznać , że także był interesujący , obym tym razem nie czekał tyle z podsumowaniem.
« Ostatnia zmiana: Śr, 20 Marzec 2019, 16:43:59 wysłana przez LordDisneyland »
,, - Eeeeech.''