To jako ateista wyjaśnię Ci, że Twoja religia zakłada, że tam gdzie jest kolizja między ST i NT - ważniejszy jest NT (co zresztą jest sprzeczne ze słowami samego Jezusa (Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim).
Nie sądzę, aby tu była sprzeczność. Istnieje różnica między niewolniczym zachowaniem litery prawa a wypełnianiem jego prawdziwego ducha. Kontekst wskazuje, że w podanym przez Ciebie cytacie (Mt 5,18-19) Jezusowi chodzi raczej o to drugie – zaraz po tej wypowiedzi następują bowiem przykłady, jak wypełniać prawdziwego ducha, a nie tylko dosłowną literę, przykazań o zakazie zabijania, cudzołóstwa, fałszywych przysiąg itp. Jeżeli traktować te słowa Jezusa jako nakaz ścisłego i dosłownego wypełniania litery Prawa, to trzeba by nie tylko przyjąć, że religia chrześcijańska przeczy słowu Jezusa, ale że i Jezus przeczy sam sobie, kiedy np. parę rozdziałów później stwierdza, że jedzenie określonych rzeczy samo w sobie nie czyni człowieka nieczystym (Mt 15, 10-20) albo podkreśla nierozerwalność małżeństwa (Mt 19, 3-9).
Niedźwiedzie rozszarpują czterdzieścioro dzieci za to, że się wyśmiewają z łysiny ucznia Eliasza (nie pamiętam jak się zwał).
I to jest ustęp, na który chciałbym zwrócić tu uwagę jako przykład tego, jak istotna jest głębsza analiza, uważna lektura i znajomość kontekstu kulturowego danego fragmentu. Rzecz jasna scena ta (2 Krl 2,23-24) wydaje się dziś nam, ukształtowanym przez Ewangelię i naszą zachodnią kulturę, bardzo drastyczna. Dobrze jednak przyjrzeć się jej bliżej, żeby zobaczyć, o co może w niej chodzić, skąd taki przekaz, i jak mogli ją odbierać współcześni autorom odbiorcy. Wbrew pozorom szczegóły mogą mieć tu duże znaczenie.
Po pierwsze, istotne jest miejsce, czas i osoby akcji. Elizeusz, uczeń Eliasza, był prorokiem Boga działającym na terenie północnego królestwa Izraela – państwa utworzonego przez dziesięć pokoleń, które oderwały się od królestwa Judy. Królowie Izraela obawiali się, że jeśli ich poddani będą pielgrzymować do świątyni Boga w Jerozolimie (stolicy Judy), mogą zechcieć powrócić do dawnej jedności. Założyli więc wbrew nakazom Boga dwa sanktuaria w swoim państwie, w miastach Betel i Dan, gdzie z pogwałceniem przepisów Prawa czczono mające przedstawiać Boga posągi cielców. Przeciw praktyce tej wielokrotnie występowali powołani przez Boga prorocy. Dzieci, które szydziły z Elizeusza, wybiegły właśnie z Betel – ich postawa ma być obrazem zepsucia miasta, w którym nawet najmłodsi utracili niewinność. Relacja ta byłaby więc głosem krytyki wobec bezprawnego kultu w północnych sanktuariach, broniącym roli Jerozolimy jako prawdziwej świątyni.
Niewykluczone też, że liczba rozszarpanych dzieci – 42, a nie 40 – także jest symboliczna, podobnie zresztą jak wiele innych liczb w ST (również tych w opowiadaniach o karach Bożych zsyłanych na Izraelitów, gdzie często „tysiąc” znaczy po prostu „dużo”). 42 pojawia się w głęboko korzystającej z symboliki żydowskiej Apokalipsie (11,2) jako znak czasowej dominacji pogan, która potrwa właśnie 42 miesiące – liczba ta to trzy i pół roku (tzw. „czas i czasy i połowa czasu”: 1+2+0,5), czyli połowa doskonałej siódemki, a więc symbol niedoskonałości, zła.
Dalej: obelgi dzieci. W Biblii Tysiąclecia brzmią „Chodź no, łysku” z przypisem, że możliwe jest też tłumaczenie „ostrzyżony”. Ta druga wersja mogłaby sugerować, że Elizeusz ściął sobie na krótko włosy, co Izraelici często robili po zakończeniu tzw. ślubu nazireatu, którego zewnętrznym znakiem było właśnie nieobcinanie włosów. W takim wypadku szyderstwo dotyczyłoby praktyk religijnych Elizeusza. Z kolei Wulgata tłumaczy to, co u nas brzmi „chodź no” jako „ascende”, czyli „idź w górę, wstąp” – to nasuwa myśl, że dzieci prześmiewczo wzywały Elizeusza, żeby wzleciał do nieba tak jak jego mistrz Eliasz, który niedawno przed tym zdarzeniem został w tajemniczych okolicznościach porwany do Boga. Fragment jest jednak niejasny i możliwe, że te tropy nie były zamierzone przez autora.
No i wreszcie: niedźwiedzie. Jeżeli zapoznamy się z Księgami Królewskimi, widać, że rozszarpanie przez dzikie zwierzę często przewija się tam w różnych opowiadaniach jako znak kary Bożej, co może także tu wskazywać na symboliczny charakter sceny. Jak wskazuje „Słownik symboli” Kopalińskiego, niedźwiedź w Biblii jest symbolem groźnego zwierzęcia – tak jak bardziej znany nam w tej roli lew (przykłady: Am 5,18-19, Prz 28,15). Fragmenty takie jak Mdr 11,15-16 czy 2 Krl 17, 25-28 wskazują, że atak zwierząt bywa w ST wymowną karą za oddawanie zwierzętom czci. W tym świetle można widzieć czczenie przez mieszkańców Betel posągu byka jako ściągnięcie na siebie przekleństwa Bożego (czyli pozbawienie się Bożego błogosławieństwa, patrz np. jasny kontrast w Pwt 30,19). Bez Bożej obrony dzieci z Betel zostają wydane na pastwę niedźwiedzi – symboli prymitywnych, ślepych sił, ku którym zwrócili się mieszkańcy miasta.
Dziś czytamy tę scenę i w wielu wypadkach umykają nam szczegóły i aluzje, które dla dawnych słuchaczy były widoczne i zrozumiałe. Myślę, że ta przydługa analiza, za której rozmiary przepraszam, może choć w części zilustrować, że jeśli próbujemy oceniać tekst z innej kultury i sprzed paru tysięcy lat z naszej dzisiejszej pozycji i bez poznania ówczesnej historii i kontekstu wypowiedzi, możemy niejednokrotnie dojść do niepełnych lub mylących wniosków.
Sorki za off-top. Życzę wszystkim zdrowia!