Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi  (Przeczytany 147020 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #165 dnia: Śr, 04 Marzec 2020, 14:57:32 »
  Podsumowanie miesiąca występującego pod nazwą luty. Miesiąc krótki, pracy sporo a ani dnia wolnego, właściwie rzecz biorąc tylko i wyłącznie kolejna próba nadgonienia zalegających stertami nieczytanych kolekcji, tym razem Superbohaterów Marvela. UWAGA UWAGA jak zwykle mogą pojawić się SPOILERY!!!


1. Najlepszy:
 
  "SM Great Lakes Avengers" - John Byrne, Dan Slott, Paul Pelletier. Trochę jak pies do jeża podchodziłem do tego komiksu, z jednej strony  gościnne występy tego składu w innych tytułach o ile pamiętam przypadły mi do gustu, z drugiej strony skoro GLA ma opinię tytułu "jajcarskiego" to obawiałem się nieco marvelowskiej sucharozy, ale po otwarciu tomu i ujrzeniu nazwiska Slott wiedziałem już, że będzie dobrze. Pierwszy zeszyt napisany i narysowany przez Byrne'a do przeczytania i zapomnienia, mamy pierwszy występ bohaterów, autor dopiero klaruje komediowy charakter postaci a sama historyjka wyrwana z kontekstu. Głównym daniem jest 4-częściowa miniseria stanowiąca początek regularnej serii Great Lakes "Rozbiórka" Slotta i Pelletiera. Po krótce GLA to grupa superbohaterów na dobrą sprawę nie powiązana z oryginalnymi Avengers tylko używająca ich nazwy "bez autoryzacji" złożona z, w opinii reszty ludzkości nieudaczników wyposażonych w dosyć dziwaczne i niepraktyczne umiejętności a mająca pod swoją pieczą północną część Stanów na czele ze swoją główną siedzibą w Wisconsin. Opinia jest trochę dla bohaterów krzywdząca o ile moce które posiadają faktycznie mają spore ograniczenia to przy odpowiednim wykorzystaniu mogą czynić z nich całkiem niezłych zawodników, problem w tym że grupa nie posiada żadnej sali treningowej jaką powinna posiadać każda szanująca się banda superherosów, nie ma żadnego mentora który pokazałby im co i jak a i nawet niewiele okazji aby samemu nabrać nieco szlifów, bo w samym Milwaukee niewiele się dzieje. Nie można dziewczynom i chłopakom odmówić serca i zapału do swojej roboty, ale skutki pójścia "na żywioł" często są raczej niespecjalnie szczęśliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w roli "mózgu" grupy występuje Flatman, który swoim wyglądem i zdolnościami ma kopiować Reeda Richardsa i mimo posiadanego doktoratu (podobno, nie chce się pochwalić w jakiej dziedzinie) sprawia wrażenie niespecjalnie bystrego, na dodatek wszyscy oni nie do końca grzeszą pracowitością, wolny czas spędzając głównie na grze w pokera. Komiks zaczyna się od krótkiego przedstawienia originu grupy i stawia naszych bohaterów w niespecjalnie ciekawej sytuacji. W czasie akcji ginie jedna z członkiń drużyny, dowódca - jej kochanek popada w alkoholizm i przestaje wykonywać swoje obowiązki, druga przeżywa kryzys tożsamości i chce odejść, grupa się wyraźnie rozpada a tymczasem nadciąga drugoligowy dawny wróg Avengers z planem zniszczenia całego kosmosu, który o dziwo ma szansę się powieść. Nie pozostaje nic innego tylko poszukać nowych superbohaterów chętnych do zaciągnięcia się w szeregi niespecjalnie poważanej drużyny i uratowanie całego wszechświata, no ale w końcu dla superherosa jest to przecież chleb powszedni. Rysunki Pelletiera mogą się spodobać, komiks pochodzi z pierwszej dekady XXI wieku i wygląda dosyć typowo dla tego okresu. Czuć tu jeszcze lekko spuściznę z lat 90-tych, trochę Bagleya, trochę McFarlane a samemu rysownikowi wyraźnie dobrze się współpracowało ze scenarzystą, sporo gagów mocno zyskało dzięki rysunkom. No i tutaj właśnie leży największa siła chyba tego komiksu. On jest naprawdę zabawny, Slott nie wciska na siłę swoich dowcipów (no może raz czy dwa), ta historia jest zabawna w zupełnie nienachalny, naturalny sposób (humor taki z gatunku raczej czarnego) i pisana na pełnym luzie, co z pewnością dobrze wpływa na ilość radochy lejącej się ze stron. Spora też w tym zasługa autorstwa Byrne'a, Great Lakes Avengers to banda do której nie da się nie odczuwać sympatii, to chyba pierwszy raz w którym każdą jedną postać, mimo że każda odmienna polubiłem na tym samym poziomie. Tym bohaterom się naprawdę kibicuje. Ach, na koniec jeszcze dowiemy się, że Napaluszka nie była pierwszym sidekickiem Squirrel Girl. Ocena 8/10



2. Zaskoczenie na plus:
 
  "SM Akademia Avengers" - Christos N. Gage, Mike McKone. Kolejna próba wprowadzenia nowych młodocianych bohaterów do portfolio Marvela, chyba koniec końców niezbyt udana skoro zdaje się nie pełnią oni na chwilę obecną żadnych roli na dodatek część z nich została zabita w Avengers Arena. A chyba trochę jednak szkoda bo ten komiks jest naprawdę niezły. Ogólnie rzecz biorąc mamy tutaj powtórkę z X-Men grupę młodocianych bohaterów obdarzonych supermocami, którzy dostają się pod opiekuńcze skrzydła Avengers w celu wytrenowania nowego pokolenia zamaskowanych stróżów prawa. Cała historia dzieje się niedługo po zakończeniu "Siege" i dosyć szybko się dowiadujemy, że nasza młodzież nie dostała się do nowo utworzonej Akademii z powodu szczególnych zdolności a z powodu tego, że wcześniej należała do grupy dzieciaków kontrolowanych przez Normana Osborna i akurat nad tą szóstką, obecnie osadzony Norman pastwił się psychicznie i fizycznie najmocniej przez co zachodzi podejrzenie, że mogą w przyszłości przejść na "ciemną stronę". Ich podobieństwo do X-Men wzmacnia fakt, że niektórzy z nich z pewnością można podczepić pod grupę "dziwolągów". Scenarzysta nie starał się napisać niczego nowego, mamy dosyć standardowy zestaw charakterów w stylu irytujący cwaniaczek, nieśmiałe dziewczę, spokojny osiłek, cyniczna laska, klasowa mądrala itd wpisanych w równie stereotypową teen-dramę. Ale w sumie to i dobrze, Gage wyraźnie się dobrze czuje w tych klimatach, postacie dają się polubić a rozwijające się pomiędzy nimi a także nauczycielami interesujące powiązania napisane zgodnie z kanonem gatunku. Może czasami śmieszyć to, że każdy jeden bohater kryje w sobie tajemnicę pod którą znajduje się kolejna tajemnica ale w sumie to teen-drama przecież, więc to obowiązkowy element. Rysunki McKone'a to przyzwoite marvelowe rzemiosło, nie ma niczego co by zachwycało ale i w sumie niczego drażniącego. Trzeba przyznać, że naprawdę nieźle mu wychodzą sceny akcji, ale tych w albumie jak na lekarstwo w sumie. Podsumowując naprawdę przyjemna historyjka przyprawiona kilka razy nieagresywnym humorem, w której jednak przeważają wątki dramatyczno-obyczajowe. Szczerze mówiąc przypadło mi to do gustu bardziej niż "Young Avengers". Ocena 7/10.


Drugie pozytywne zaskoczenie:

   "SM Runaways" - Brian K. Vaughan, Adrian Alphona. Kolejny tytuł ze stajni Marvela dla młodszego czytelnika i kolejny, który przypadł mi do gustu. Sześcioro nastolatków typowych dzieci bogatych rodziców po raz kolejny w całym wachlarzu niedobranych do siebie osobowości (oczywiście po to, aby później można było odpowiednio długo się "docierać") spotyka się rok rocznie na spotkaniu biznesowym swoich ojców i matek. W tym roku dowiedzą się, że spotkania nie są niewinne jak całe życie sądzili tylko powiązane są ze ofiarami z młodych dziewcząt a ich właśni rodzice są superłotrami zrzeszonymi w tajnej organizacji "Pride". Dzieciaki (w sumie wychowywane póki co na porządnych prawych obywateli) próżnować nie zamierzają i z racji tego, że ich rodziciele mają konszachty w całym mieście (San Francisco) i interwencja jakichkolwiek służb odpada więc mogą tylko zgodnie z tytułem uciec z domów, zostać poszukiwanymi wrogami publicznymi numer jeden i wziąść sprawy we własne ręce. Dopomoże im w tym to, że z racji pochodzenia każde z nich wyposażone jest w specyficzne zdolności o których wcześniej nie wiedziało. Rysunki Alphony są dosyć specyficzne, z racji pewnej umowności czuć że skierowano je do młodszego czytelnika który nieprzesadnie ceni realizm. Mi się one spodobały są kolorowe i dynamiczne, trafiło do mnie używanie momentami deformacji twarzy w celu lepszego oddania mimiki a także skłonność do zamieniania owali twarzy w wielokąty. Nie każdemu oprawa graficzna musi przypaść do gustu, ale z pewnością można nazwać ją oryginalną, dla mnie z pewnością to kolejny z plusów. Jednego tylko nie potrafiłem wyczaić, chodzi o tę najmniejszą Molly, rysowana jest jakby była tylko nieco młodsza od pozostałych a zachowuje się i reszta się do niej zwraca jak do bardzo małego dziecka. Nie mogłem się zdecydować czy przyjąć, że ona jest niepełnosprawna umysłowo czy też nie. Przypadła mi do gustu ta seria, bardzo porządne czytadło. Teen-drama podobnie jak komiks opisany powyżej tyle, że bardziej niż na wątkach obyczajowych skupiająca się na akcji i kryminalnej zagadce. Ocena końcowa 7/10.



3. Najgorszy przeczytany:

   "SM Pet Avengers" - Chris Eliopoulos, Ig Guara. Kompletny absurd, zwierzaki znane z komiksów Marvela tworzą zwierzęcą supergrupę i zamierzają odnaleźć Kamienie Nieskończoności aby pokonać Thanosa. W zamierzeniu pewnie miał to być absolutnie nowatorski pomysł i miał szansę taki być gdyby zabawiono się formą gatunku superbohaterskiego i napisano niemy komiks o super-zwierzętach. Ale nic z tych rzeczy, mamy tu zwykły reskin ludzkich postaci a zwierzaki prowadzą ze sobą standardowe rozmowy (z wyjątkiem Lockjawa ten nie wiedzieć czemu potrafi tylko szczekać, nie wiem może aby bardziej przypominać Black Bolta?). W zamierzeniu autorów komiks miał zapewne być lekki i zabawny ale ani lekki (to całkiem grube tomisko) ani zabawny on nie jest. Pierwsza historia z Thanosem kompletnie niewciągająca, druga z Fing Fang Foomem z racji obecności superbohaterów nieco ciekawsza. Napewno plusem są rysunki Guary śliczne i pięknie kolorowe. Oceniać nie będę, widocznie nie jestem targetem dla tego tytułu a są nim naprawdę młode osoby a starszy czytelnik raczej tylko straci czas przy tej lekturze. No dobra jeszcze Żabothor był fajny.



4.   Zaskoczenie na minus:

   "SM Namor" - John Byrne. Żeby nie było nieporozumień to jest całkiem niezły komiks, początek solowej serii Sub-Marinera stworzony przez samego Mistrza. Problem jest w tym, że Namor pisany na poważnie sprawdza się raczej jako czarny charakter "wróg powierzchniowców" niż superbohater. Jako postać stojąca po stronie dobra powinien raczej być pisany z mocnym przymróżeniem oka, a coś takiego nie ma tutaj miejsca. Byrne pisze standardową serię superhero. Król Atlantydy powraca z martwych i mimo że pozbawiony tronu nie zamierza iść na emeryturę, dzięki wydobytym z dna ocenu skarbom tworzy potężne konsorcjum przez co stanie się celem dla bliźniaczego rodzeństwa Marrsów przebywających w dosyć dziwnych stosunkach ze sobą kontrolujących olbrzymią fortunę, zmierzy się z wynajętą przez nich łowcą głów a także zawalczy z potwornym szlamem oraz niemniej potwornym Gryfem . Czyta się to w sumie dobrze, ale jest i kilka irytujących rzeczy. Mamy na przykład wątek miłosny pomiędzy Namorem a córką naukowca którzy ratują go na samym początku, tyle, że on wygląda w ten sposób że spotykają się na drugiej stronie, na pięćdziesiątej Namor się jej oświadcza a ona odmawia, a na siedemdziesiątej ona wyznaje przyjaciółce że go w sumie kocha, tyle że nie może. I mimo, że z historii wynika że oni ze sobą stale współpracują to fizycznie na kartkach komiksu spotykają się ze dwa razy i wymieniają jakieś pięć zdań, które w żaden sposób nie wskazują, że oni żywią wobec siebie jakiekolwiek pozytywne czy też negatywne uczucia. Postać Łowczyni - albinoski jest naprawdę ciekawa i do tego fajnie wizualnie zaprojektowana, tyle że jak poznajemy na sam koniec jej motywy to przynajmniej dla mnie są one kompletnie nonsensowne. Na dodatek z racji kolekcyjnego pochodzenia sam komiks urywa się w dosyć ciekawym momencie. Rysunki Byrne'a jakie są każdy zainteresowany wie, ale i nawet w tym elemencie widać, że autorowi nie do końca się chciało i ma on o wiele lepiej narysowane komiksy w swoim dorobku, zresztą wydane i u nas. Podsumowując, nie jest to zły komiks, absolutnie nie i mogę go raczej ewentualnemu czytelnikowi polecić, co nie zmienia faktu, że to najsłabszy komiks Johna Byrne jaki czytałem. Ocena 6/10.



5. Suplement

Warto przeczytać:

   "SM Invaders" - Roy Thomas i inni. Przygody pierwszej superbohaterskiej drużyny w czasie II WŚ. Mimo, że komiks powstał w drugiej połowie lat 70-tych, Thomas napisał to w klasycznym stylu Lee i Ditki, przymrużając jednak mocno oko. Są hitlerowscy szpiedzy w prochowcach i kapeluszach, gadające mózgi w słoikach, kosmiczni półbogowie pod wpływem nazistowskiej hipnozy i mnóstwo innych tego typu atrakcji. Warto chociażby dla Namora zabijającego niemieckich pilotów z okrzykiem "Za Polskę". Ubaw po pachy w klasycznym stylu. 7/10

   "All-New Wolverine - Cztery Siostry" - Tom Taylor, David Lopez. Jeden z niewielu tytułów, które kupiłem pod wpływem opinii z internetu a co do których sam z siebie nie byłem wcale przekonany. No i się myliłem, jest to naprawdę przyjemny komiks. Fabuła jest sensowna i logiczna, żarty zabawne a bohaterowie pierwszo jak i dalszoplanowi, dają się polubić. 7/10
 

Można czytać, ale niekoniecznie:

"SM West Coast Avengers" - Roger Stern, Roy Thomas i inni. Pierwsze pół tomu, to typowy dla wczesnych lat 80-tych komiks, można spokojnie przeczytać ale w ramach kolekcji były już znacznie lepsze tytuły z tego okresu. Drugi nieco nowszy bo już z lat 90-tych fajniejszy, powrót do życia Ultrona (jeden z moich ulubieńców), który natychmiast zaczyna mordować ludzi i konstruuje sobie "kobietę" z olbrzymimi stożkowatami piersiami (widocznie ma więcej wspólnego z człowiekiem niż by chciał). Trochę słabe zakończenie. Ocena 6+/10.

"SM Czerwony Hulk" - Jeph Loeb, Jeff Parker i inni. Kolejny tom podzielony na dwie mniej więcej równe części. Pierwsza "Kim jest Czerwony Hulk?" skupi się na wnętrzu Generała Rossa i zapewniam, że nie znajdziemy tam niczego czego byśmy się nie spodziewali. W drugiej "Hulk z Arabii", tytułowy bohater wraz z Machine Manem będą "infiltrować" królestwo jakiegoś pustynnego kacyka, który wszedł w posiadanie kosmicznej technologii. Przy okazji dowiemy się jak Amerykanie widzą swoją rolę na świecie i poznamy jednego z najidiotyczniejszych herosów jakiego kiedykolwiek wiedziałem Arabskiego Rycerza. Ocena 6/10


Można odpuścić:

"SM Stwór" - Mark Gruenwald, Stan Lee i Jack Kirby i inni. Wyłącznie dla fanów ramotek a i tu mimo że się do nich zaliczam to wcale nie czytało się tego jakoś strasznie dobrze. Thing to fajne postać, ale na drugim planie, tak solo to trochę nudziarz. Najfajniejsze było obserwowanie jak aktualna moda i filozofia wpływa na scenariusze. Aquarius żywcem wyrwany z jakiegoś eseju na temat New Age i tego typu sprawy. No i w klasycznej klasycznej historii dwóch mistrzów Reed Richards skaczący w międzywymiarowy portal przywiązany elastyczną liną. Ocena 5+/10.

Offline Kadet

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #166 dnia: Wt, 10 Marzec 2020, 00:23:13 »
5. Nie zauważyłem, gratuluję spostrzegawczości. Ogólnie nie czytam tego typu książek, ale akurat dla "Opowieści z kantyny Mos Eisley" zrobiłbym wyjątek, niestety z tego co wiem jest tylko to wydanie Amberu w dosyć srogich cenach.

O, nawet nie wiedziałem. Swój egzemplarz kupiłem kilka lat temu na stoisku z książkami używanymi za kilka złotych. To, co mi się podobało w tej pozycji, to zgranie ze sobą poszczególnych opowiadań (mimo tego, że tworzyli je różni autorzy) i parę ładnych, zazębiających się wątków, które biegną przez różne historie. Tego w mojej ocenie zabrakło w wydanej dość niedawno przez Disneya antologii "From a Certain Point of View" o postaciach z "Nowej nadziei" - tam każdy autor pisze sam sobie i w efekcie opowiadania nie tylko nie są powiązane, ale parę razy okazują się nawet sprzeczne ze sobą nawzajem.

"Genesis" Crumba to właściwie...

Czytałem cały Stary Testament kilkakrotnie, jak również kilka opracowań, i muszę przyznać, że mam zdecydowanie inne wrażenia z lektury. Nie przypominam sobie, żeby w jakiś sposób dominował tam temat handlowania. Z tematów handlowych pamiętam głównie przestrogi przed nieuczciwością i upomnienia o konieczności stosowaniu przejrzystych miar – w Prawie zawartym w Pięcioksięgu i w sentencjach z ksiąg mądrościowych. No i znalazłem całkiem sporo historii, które nie wiążą się z wewnętrznymi walkami między Izraelitami :)

Jeżeli chodzi o czczenie Boga, to wydaje mi się, że jasnym przesłaniem ksiąg ST jest to, że Boga nie da się nagiąć do własnych celów i nie można niczego na nim wymusić ani niczym go przekupić. Jest to w pewnej mierze kontrast z postrzeganiem bogów w innych religiach pogańskich czy jakimiś magicznymi praktykami zaklinania. Przeciw rozumieniu relacji z Bogiem jako jakiejś transakcji handlowej zapewniającej pomyślność finansową występuje szczególnie wyraźnie Księga Hioba, wymowny jest też np. Psalm 50.

Muszę jeszcze zaznaczyć, że Mojżesz nigdy nie „robił za rajfura”. Być może pomyliłeś go z Abrahamem (Rdz 12,10-20 i Rdz 20); pewne podobieństwa ma także relacja o Izaaku (Rdz 26, 6-11). W tych relacjach (być może to dwie wersje tej samej historii) Abraham przybywa do nowego kraju i ze strachu przedstawia tam swoją piękną żonę Sarę jako swoją siostrę – boi się, że gdyby przyznał się, że jest jej mężem, władca mógłby zabić go, aby samemu ożenić się z Sarą. W obu wypadkach władca kraju zabiera Sarę na swój dwór, w obu też, poznawszy prawdę, oddaje ją Abrahamowi z ostrymi słowami krytyki. Nauka moralna jest mocniej zaznaczona w drugim opowiadaniu, ale oba krytykują brak wiary i zaufania u Abrahama, a także jego pochopne osądzanie innych ludzi – na koniec to właśnie od tych, których uważał za barbarzyńców, otrzymuje reprymendę moralną. Postaci ST nie są posągowymi ideałami, ale ludźmi z krwi i kości – czynią rzeczy dobre, ale popełniają też błędy, na których mamy się uczyć.

Próba pokazywania Starego Testamentu – tekstu sprzed tysięcy lat „dosłownie takim, jakim on jest” może prowadzić do niefortunnych wniosków, jeśli wiąże się z odrzuceniem badania historii, kontekstu kulturowego, czy interpretacji i hermeneutyki – właśnie osiągnięć naszej „zachodniej kultury”. Istnieją rzeczy, które z dzisiejszej perspektywy wydają nam się nadmiernie surowe, ale w swoim czasie stanowiły krok do przodu. Na przykład często krytykowane jako drakońskie prawo „oko za oko, ząb za ząb” w momencie swojego wprowadzenia miało ukrócić drastyczne i nieproporcjonalne wendety rodowe, których echo widać w Rdz 4,23-24 – i stworzyć pole do dalszego rozwoju moralności. Biorąc pod uwagę znaczenie Starego Testamentu w kulturze chrześcijańskiej, która jest jednym z fundamentów zachodniej cywilizacji, z całą pewnością nie mogę się zgodzić z nazwaniem go „dosyć odrażającą lekturą o bandzie zwyrodniałych psycholi”.
Proszę o wsparcie i/lub udostępnienie zbiórki dla dziewczynki z guzem mózgu: https://www.siepomaga.pl/lenka-wojnar - PILNE!

Dzięki!

Nesumi

  • Gość
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #167 dnia: Wt, 10 Marzec 2020, 15:44:33 »
Dzięki, Kadet.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #168 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 15:31:22 »
  No to nic dziwnego, że niewielu wie że Mojżesz robił za rajfura skoro to był Abraham, przyznaję niespecjalnie dokładnie pamiętam szczegółów, strasznie dawno to czytałem. Ależ oczywiście, że jest lekturą o bandzie zwyrodniałych psycholi, to nawet nie podlega żadnej dyskusji. Stary Testament to jeden wielki ciąg zdrad, zbrodni i innych okropieństw dokonywanych na zasadzie "Jak ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek.
Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy", popełnianych przez wszystkich tam obecnych na czele z kosmicznym Józefem Stalinem. Wybacz, ale te "fundamenty zachodniej cywilizacji" to taki banał rodem z mojego wypracowania z pierwszej klasy szkoły średniej, chyba jednak większy wpływ miała tutaj kultura antyczna a nawet mitologia nordycka, która przynajmniej w teorii jest bliższa zachodniemu światopoglądowi niż ta pokrętna handlowa logika prosto z pustyni. "Oko za oko, ząb za ząb" pochodzi z Kodeksu Hammurabiego a nie z Biblii.

Offline Pawel.M

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #169 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 15:57:27 »
Straszne bzdury wypisujesz Racjonalisto - nic nie mówią o samym dziele i religiach uznających je za świętą księgę, za to bardzo dużo mówią o tobie. To pisałem ja - ateista.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #170 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:03:47 »
I zajebisty internetowy psychoanalityk zapomniałeś dodać.

Offline Pawel.M

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #171 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:11:54 »
Nie trzeba wielkiej psychoanalizy, żeby zobaczyć chorobliwy fanatyzm antyreligijny.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #172 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:19:00 »
No i pudło we wszystkich trzech przypadkach. Cóż za zaskoczenie.

Offline Pawel.M

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #173 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:25:18 »
Oczywiście, wszak wszyscy piszą o Bogu wyznawanym przez większość mieszkańców tego kraju per "kosmiczny Józef Stalin", wszyscy negują rolę chrześcijaństwa w rozwoju kultury europejskiej, itd., itp. Nie, no skąd, wcale nie jesteś fanatykiem antyreligijnym :D

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #174 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:26:40 »
Stary Testament nie jest chrześcijańskim tekstem.

Offline Pawel.M

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #175 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:28:22 »
Brawo - polemika z treścią, której rozmówca nie głosił, to wyższa szkoła erystyki (ewentualnie niższa szkoła rozumienia tekstu pisanego):D

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #176 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 16:36:19 »
Wyższą czy też niższą szkołą erystyki nie ukryjesz faktu, że wpadłeś tu z ulicy nadęty jak żaba i zauroczony własną mądrością klasyfikujesz ludzi, chociaż wuj wie jakie masz do tego prawo, bo zdolności ku temu nie masz żadnych.

Offline Pawel.M

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #177 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 17:44:25 »
Oczywiście, wszak to co piszesz w żaden sposób nie pozwala ustalić twoich poglądów - to tylko wpływ ciśnienia atmosferycznego :D

Offline Kadet

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #178 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 23:18:44 »
Ależ oczywiście, że jest lekturą o bandzie zwyrodniałych psycholi, to nawet nie podlega żadnej dyskusji. Stary Testament to jeden wielki ciąg zdrad, zbrodni i innych okropieństw dokonywanych na zasadzie "Jak ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek.
Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy", popełnianych przez wszystkich tam obecnych na czele z kosmicznym Józefem Stalinem.

Nie przeczę, że ST zawiera opisy pewnych scen, które dla ludzi naszych czasów i naszej kultury, mających za sobą kilka tysięcy lat rozwoju i doskonalenia moralności, mogą wyglądać drastycznie. I wielokrotnie przedstawia różne postaci takimi, jakimi są, przekazując naukę, że nawet najwięksi z nas nie są doskonali. Jednak na pewno nie jest to zbiór samych okropieństw. Podczas jego lektury do mnie znacznie bardziej przemawiają liczne przykłady wiary, wspaniałomyślności, pięknej poezji i głębokiej myśli (choćby Józef przebaczający braciom, którzy sprzedali go w niewolę, Rut, która mimo możliwości nie chce opuścić w nieszczęściu swojej teściowej, Dawid, który odmawia zabicia wrogiego mu króla Saula mimo znakomitej okazji...). W tym świetle Twoja ocena wydaje mi się zdecydowanie zbyt jednostronna, a słowa o "kosmicznym Józefie Stalinie" delikatnie mówiąc niezbyt wyważone i raczej nietrafione.

"Oko za oko, ząb za ząb" pochodzi z Kodeksu Hammurabiego a nie z Biblii.

Prawo talionu było stosowane przez wiele ludów. W Starym Testamencie też się pojawia, np. w Wj 21, 24-25.

Stary Testament nie jest chrześcijańskim tekstem.

Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza w punkcie 121, że Stary Testament jest nieodłączną częścią Pisma Świętego, a w punkcie 123 - że chrześcijanie czczą Stary Testament jako prawdziwe Słowo Boże. Punkt 122 mówi o tym, że chociaż księgi Starego Testamentu zawierają "sprawy niedoskonałe i przemijające", to znajdują się w nich "wzniosłe nauki o Bogu oraz zbawienna mądrość".

Oj, chyba w off-top wchodzimy.
Proszę o wsparcie i/lub udostępnienie zbiórki dla dziewczynki z guzem mózgu: https://www.siepomaga.pl/lenka-wojnar - PILNE!

Dzięki!

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #179 dnia: Śr, 11 Marzec 2020, 23:56:28 »
   Nietrafione? Tylko Bóg wie ilu ludzi Bóg zabija w Starym Testamencie. On tam zabija kilkanaście tysięcy Żydów, którzy protestują przeciw temu, że ich za byle co zabija. Niedźwiedzie rozszarpują czterdzieścioro dzieci za to, że się wyśmiewają z łysiny ucznia Eliasza (nie pamiętam jak się zwał). Tam takich scen jest cała kupa, co chwila spadają jakieś kamienie komuś na głowę, albo ktoś zostaje spopielony żywcem z ważnego bardziej, mniej lub wręcz wcale powodu.
   Ja nie mówię, że nie było stosowane tylko, że nie zostało tam wymyślone, zostało ściągnięte od Babilończyków jak i zresztą niektóre elementy religii jako takiej.
   Chodziło mi o to, że to nie jest tekst napisany przez Chrześcijan. To, że on obowiązuje to ja wiem, tyle że spora jego część jest "niewygodna" z punktu widzenia dogmatyki naszej religii.