Wrzesień rozpoczął się tym, czym zakończył się sierpień, tzn. Kingiem, Tomem Kingiem. Po świetnym Omega Men (tutaj moja krótka opinia -
https://forum.komikspec.pl/dzial-ogolny/bo-chodzi-o-to-zeby-plusy-nie-przeslanialy-nam-minusow-sezon-drugi/msg146656/#msg146656) we wrześniu na warsztat wziąłem kapitalne Mister Miracle, Szeryf Babilonu i Vision. Każdy z tych tomów miał do zaoferowania coś odrębnego, opowiadał swoją własną historię i wyodrębniał się specyficznym klimatem.
Mister Miracle (Egmont, DC Deluxe) choć jest mocno osadzony w superbohaterskim uniwersum to jednak można go czytać bez oglądania się na kontinuum. Poza tym dotyczy bohaterów i wydarzeń zapoczątkowanych przez niezrównanego Kirby’ego w jego cyklu „Czwarty świat”, lecz nie należy się tym za bardzo przejmować, ponieważ King na początku wszystko zgrabnie opowiada i wyjaśnia (ja nie miałem styczności z seriami wykreowanymi przez Kirby’ego, a bez problemu wszystko zakumałem). Główną osią wydarzeń jest odwieczna walka pomiędzy siłami Nowej Genezy i Apokolips, lecz tak naprawdę jest to tylko przykrywka do ukazania relacji łączących dwójkę głównych bohaterów: Scotta Free (tytułowego Mister Miracle’a) i jego żony Big Bardy (znanej chociażby z występów w JLA Morissona). Sekwencje obejmujące ich wspólne rozmowy pokazują jakim szacunkiem darzy się ta dwójka (jeden z najlepszych zeszytów to atak na siedzibę Oriona, w trakcie której para omawia możliwości przebudowy domu). I to właśnie warstwa obyczajowa tego komiksu jest jego najlepszym elementem, od którego z trudem oderwać oczy.
Moja ocena
10/10.
Vision (Egmont, Marvel NOW 2.0), podobnie jak ego poprzednik z DC, jest również mocno zakorzeniony w uniwersum i przed jego lekturą proponowałbym zapoznać się z elementarną wiedzą nt. tego bohatera (najlepiej z „Narodzinami Ultrona” z WKKM t. 70 i częścią tomu o Wonder Manie z SBM t. 38, nie polecam natomiast paździerza z SBM t. 15). Vision jest tutaj spokojnym androidem mieszkającym na przedmieściach ze szczęśliwą robotyczną rodzinką i widać, że ze wszystkich sił stara się zachować normalność w swoim życiu. I kto wie, może by mu się udało, ale wtedy byłby to komiks o niczym, a tu dzieje się zdecydowanie wiele. Na początek mamy atak Grim Reapera, a potem w wyniku splotu wydarzeń całe życie państwa Vision legnie powoli w gruzach. Z wielkim smutkiem patrzyłem na nieuchronną dewastację tej rodziny. King swoją opowieścią wyzwolił niesamowite emocje, a motyw wyobcowania i alienacji został ukazany w tym komiksie w sposób perfekcyjny.
Moja ocena
9/10.
Szeryf Babilonu (Egmont, DC Black Label) to już autorska wizja Kinga, który nie tylko działał w CIA, ale był również na misji w Iraku. Swoje doświadczenia z tamtego okresu opisał właśnie w tym komiksie, dodając do niego niezwykle przemyślanie skonstruowaną zagadkę kryminalno-szpiegowską. Na pierwszy plan rzucają się wiarygodnie rozpisane interakcje pomiędzy trzema głównymi bohaterami: amerykańskim policjantem szkolącym swoich irakijskich kolegów po fachu, tajemniczą członkinią rady odbudowy Iraku i byłym agentem wywiadu znienawidzonego Saddama Husajna. Ten tercet stara się rozwiązać sprawę śmierci jednego z podopiecznych Amerykanina, a jak się okazuje cała sprawa ma swoje szersze dno. W tle dostajemy krytykę zakulisowych działań amerykańskiej armii i wywiadu. Wszystko nadal niebezpiecznie aktualne.
Słów jeszcze kilka o rysunkach: o ile w poprzednich komiksach nie były one jakieś rewelacyjne, a fabuła parła naprzód wyłącznie dzięki wspaniałemu scenariuszowi, o tyle w Szeryfie Mitch Gerads ujął mnie swoją kreską. W tym komiksie jest ona bardzo klimatyczna i uwiarygadnia całą opowieść. Kapitalna graficzna robota.
Moja ocena
9/10.
Kolejnym genialnym wręcz komiksem jaki przeczytałem była
Saga o Potworze z Bagien t. 1 i 2 (Egmont, Vertigo). Wiele już zostało powiedziane i napisane na jego temat i raczej nie wniosę zbyt dużo do dyskusji. Dość powiedzieć, że Moore poprowadził postać Bagniaka w przepiękny sposób dodając do jego mitologii elementy klasycznego horroru (potwory żywiące się ludzkim strachem, wilkołaki, wampiryczna społeczność, nawiedzone domy, voo-doo itp.) oraz tajemniczego Johna Constantine’a. Ciekawie rozwiązano również związek z Abby oraz ewolucję Bagniaka i jego niemalże nieograniczone możliwości „transportu”. Każdy zeszyt i story arc jest przemyślnie skonstruowany, a motyw zagrożenia wylewa się z każdego kadru, co jest również zasługą wspaniałych rysowników tej serii. Genialne są również dodatki w postaci tekstów twórców i osób związanych z komiksami, które w przejrzysty sposób nakreślają motywy stające za stworzeniem poszczególnych zeszytów.
Moja ocena
10/10.
Idąc za ciosem wziąłem na warsztat wcześniejszą pracę Alana Moore’a -
Kapitan Brytania: Zakręcony Świat (Hachette, WKKM t. 128). Moja pierwsza dłuższa styczność z tym bohaterem (wcześniej zapoznałem się ze starszymi zeszytami z SBM t. 45) okazała się nader przyjemną lekturą. Moore przedstawił nam całą paletę barwnych postaci (Saturnyne, Furia, Wardog, Kapitan UK) i położył podwaliny pod marvelowe multiwersum (to w tym komiksie po raz pierwszy padła nazwa „Ziemia 616”). Jednocześnie popchnął postać Kapitana Brytanii do przodu i podobnie jak było w przypadku Bagniaka wyciągnął z tego bohatera najlepsze motywy. A Davis to wszystko przepięknie zilustrował.
Moja ocena
8/10.
Na zupełnie odrębnym biegunie fabularnym stoją natomiast
Pasażerowie Wiatru t. 1 (Egmont, Mistrzowie komiksu). Moja wcześniejsza styczność z Bourgeonem w postaci „Towarzyszy zmierzchu” nie była niestety zbyt udana, dlatego ze sceptyzmem podchodziłem do kolejnego dzieła francuskiego twórcy. Na szczęście moje obawy były niesłuszne, a monumentalny komiks Bourgeona tchnął we mnie ducha przygody! Niesamowita wiarygodność opisanych zdarzeń, fantastyczna podróż Isy, Hoela, ich przyjaciół i wrogów, przepięknie zilustrowane marynistyczne sekwencje, pedantyczna dbałość o szczegóły – wszystkie te elementy sprawiły, że z miejsca zakochałem się w tym komiksie. A przede mną jeszcze lektura drugiego cyklu.
Moja ocena
8/10.
Na koniec łyżka dziegciu w tej wyliczance -
Shang-Chi (Hachette, SBM t. 32). Jest to bodajże pierwszy komiks, którego nie doczytałem do końca; przeczytałem tylko jedną z historii zawartych w tym tomie – Deadly Hands of Kung Fu, mini serię z Marvel NOW. Lektura była zupełnym nieporozumieniem, pomimo ciągłej akcji z komiksu wiała nuda, z żadnym z przedstawionych bohaterów nie byłem w stanie się utożsamić, a ich interakcje w ogóle mnie nie obchodziły. Komiks do szybkiego przeczytania, zapomnienia i sprzedania.
Moja ocena
2/10.