Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi  (Przeczytany 147002 razy)

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #375 dnia: So, 11 Wrzesień 2021, 15:11:44 »
  Podsumowanie wakacji. Z reguły w tym okresie komiksy raczej odpuszczam i przerzucam się bardziej na książki, których w sumie też aż tak namiętnie w ten czas nie czytam, woląc spędzić wolny czas na świeżym powietrzu. Także lipiec - komiks jeden, sierpień - komiksów trzy na liczniku więc nie ma się za bardzo nad czym rozpisywać. Wszystkie cztery to dalsza desperacka próba podgonienia kolekcji Superbohaterowie Marvela. Uwaga jak zwykle pojawią się pewne SPOILERY!!!


  "SM tom 83 - Beta Ray Bill" - Michael Avon Oeming, Dan Berman, Andrea Di Vito i inni. Dwa pierwsze zeszyty autorstwa jednego z gigantów Marvela Waltera Simonsona to klasyczna historia pierwszego występu Billa na łamach tego wydawnictwa, ukazało się to to już w WKKM w bardziej kompletnym wydaniu więc tam odsyłam bo warto. Daniem głównym jest sporo nowsza mini-seria "Stormbreaker - Saga o Beta Ray Billu". Początek zaczyna się w miarę obiecująco, poznamy rasę obcych która wydała na ten świat tytułowego bohatera, co dosyć mnie zdziwiło są oni bardziej humanoidalni niż sam Bill. Ten posiada sztuczne ciało i pierwsze co mi przyszło na myśl, kto by wytworzył sztuczne ciało, które nie jest podobne do niego samego? Otóż teoretycznie jest na to odpowiedź, to ciało najbardziej niebezpiecznego drapieżnika na tej planecie (z tą końską szczeną faktycznie musi niezwykle brutalnie rozszarpywać kolby kukurydzy), na dodatek w wypadku starcia musi to być mocno niepraktyczne, ale dobra szkoda klawiatury to Marvel a nie podręcznik ksenobiologii. W każdym razie Asgard nawiedza Ragnarok (zapewne enty z kolei), Bill pragnie paść chwalebną śmiercią u boku swoich przyjaciół, ale ci odsyłają go tam gdzie będzie bardziej potrzebny, czyli do jego własnych ziomków. I robią to rychło w czas bo okazuje się, że nad planetę na której zamieszkują Korbinici czyli ziomkowie Billa nadciąga Galactus (przy okazji okazało się, że on wygląda jak wielki facet z garnkiem na głowie bo każda rasa widzi go inaczej, ma to sens w sumie). Bohater będzie musiał się zmierzyć po kolei ze swoim poprzednikiem robotem Alpha Ray, heroldem Galactusa wyglądającym jak ci goście ze Starcrafta połączeni z tymi drugimi ze Starcrafta, będzie trochę przebitek z przeszłości (dowiemy się że Bill był wcześniej naukowcem - doskonały materiał na największego wojownika), póżniej podczas bójki z w/w nowym heroldem czyli Stardustem otworzą jakiś portal z którego wyskoczy nieznana mi demonica (???) z którą będą musieli się bić tym razem w tag-teamie a na końcu Beta Ray Bill zginie i odrodzi się w ciele jakiegoś martwego murzyna w Nowym Jorku gdzie będzie zajadać tacosy czy tam inne kebaby ze Spider-Manem (???????). Graficznie komiks wygląda przyzwoicie, kreska jest prosta i czytelna, dosyć kolorowo bywa. Rażą trochę projekty właściwie wszystkiego kosmicznego, są absolutnie bez żadnego pomysłu. Te wszystkie śmieszne istoty, statki kosmiczne itp widzieliście już wcześniej milion razy, zero oryginalności, za to rysownik dobrze się czuje w rysowaniu scen epickiej rozwałki, eksplodujące planety, wybuchy nuklearne, gargantuiczne lasery śmierci i inne tego typu pierdolety wyglądają dobrze i jest ich sporo. Cóż mogę powiedzieć więcej? Jedyną wartością tego komiksu są te fabularne powroty do przeszłości, można się czegoś tam dowiedzieć o Beta Rayu i społeczeństwie z którego pochodzi i tyle, cała reszta to chaotyczna nawalanka z postaciami trzepanymi z rękawa przy czym autor kompletnie nie potrafi wykorzystać większości z nich (najlepszy tępawy wykonujący jakieś nie dające się tłumaczyć czynności Galactus, którego szefem jest chyba jego herold). Jak macie jakiegoś znajomego, który twierdzi że komiksy są głupie to sprezentujcie mu ten, będzie zachwycony. Jak ktoś jest fanem kosmosu Marvela, albo nie wiem postaci to może przeczytać bo można się nadziać na o wiele sroższą chałę. Tyle, że w/g mnie nie jest to nawet średnie. Ocena 4+/10.

  "SM tom 84 - Squirrel Girl" - Ryan North, Erica Henderson i inni. Pierwszy zeszyt to debiut tytułowej bohaterki w wykonaniu Steve'a Ditko mam wrażenie, że już go widziałem gdzieś, więc być może było to u nas wydane. Dalej mamy początek pierwszej solowej serii Squirrel Girl, tej samej która była umieszczona w WKKM tyle, że tamto było dalszą częścią. Cóż mogę powiedzieć na temat tego komiksu hmmmmm...Chyba to, że raczej nikt z forumowiczów nie jest targetem takich produkcji a są nim prawdopodobnie nastoletnie dziewczęta. Prawdopodobnie. Cóż jeszcze mogę o nim powiedzieć? Jest słaby, fabularnie o dziwo jest nawet przyzwoicie, Squirrel Girl pod koniec pokonuje nawet Galactusa o czym dowiemy się wcześniej i przez chwilę miałem nawet nadzieję, że autor ma pomysł jak to wytłumaczyć, ale oczywiście nie miał. Najgorsze jest to, że North usiłuje zrobić z tego tytuł komediowy tyle że nie ma chyba w tej dziedzinie jakiegokolwiek talentu, kompletnie to nie wychodzi, 90% żartów nawet nie próbowało mnie rozbawić a największymi wtopami są te dopiski pod każdą stroną, te suchary to istny festiwal żenady. W pewnym momencie przyłapałem nawet samego siebie, że usiłuję sobie wyobrazić czy jakbym był dwunastolatką to by mnie ten komiks rozśmieszył, niestety okazało się, że nie mam aż tak bogatej wyobraźni. Paradoksalnie co zabawne ten tom z WKKM o ile oceniłem też słabo to jednak lepiej go zapamiętałem i aż to sprawdziłem do dwójki autorów był tam jeszcze dokoptowany Chip Zdarsky, nie znam go za bardzo ale widocznie to o wiele lepszy dowcipniś niż  król komedii wymieniony na okładce. Samego Ryana Northa też sprawdziłem, jest zdobywcą dwóch nagród Eisnera w tym jednej za właśnie Squirrel Girl, także jak następnym razem ktoś zareklamuje jakiś komiks faktem, że ten zdobył tę nagrodę to zapomnę że przeczytałem ten post. Rysunki Eriki Henderson? Jaka pisanina, taka bazgranina, kompletnie do mnie nie przemawia ta stylistyka, sama Doreen wygląda fatalnie, chociaż w teorii powinna może nie tyle być śliczna co budzić chociaż sympatię, tyle że nie udaje jej się nawet to. Reszta postaci nie wygląda o wiele lepiej, chyba że mówimy o współlokatorce z akademika nijakiej Nancy, która wygląda jak czarny facet w kiecce i znając Marvel Comics na 99% nim jest, ta/ten wygląda chyba jeszcze gorzej. Najlepiej w tym wypadku wygląda ostatni zeszyt, który ogólnie stanowi najmocniejszy punkt programu, w zeszycie tym grupa ludzi uwięzionych w Statui Wolności opowiada znane sobie historie pochodzenia Squirrel Girl nawiązujące do znanych tytułów Marvela w którym to pani grafik musi nieco modyfikować swój styl aby naśladować tamte komiksy co w miarę jej wychodzi. Drugim mocnym punktem jest fajna okładka jednego z zeszytów wzorowana na stylistyce bijatyk 2D produkcji Capcom i to by było na tyle. Cóż na koniec, nie oceniam komiksu nie dla mnie, więc może się nie znam. Fenomenu a jakiś tam był nawet jeśli i nie jakiś potężny skoro seria dociągnęła do 50-tego numeru, kompletnie nie rozumiem. Nie chciałbym go więc krzywdzić niepotrzebnie, ale jak miałbym to zrobić to dałbym ze trzy w porywach. Najgorsze to, że widać w Dziewczynie-Wiewiórce pewien potencjał, może gdyby pisał to ktoś miałby jakiś pomysł aby jednocześnie uradować i małoletnich czytelników i tych pełnoletnich (Np. taki Pixar udowadnia że się da), może gdyby rysował to ktoś w sposób przyjemniejszy dla oka (też się da), to może...

  "SM tom 85 - Totalnie Odlotowy Hulk" - Greg Pak, Frank Cho, Mark Choi. Wejście z przytupem nowego Hulka czyli 19-letniego supergeniusza Amadeusa Cho. Pierwsze kilka stron to jakiś składak z któregoś tam zeszytu oryginalnej serii, chyba pierwszy występ bohatera, głowy bym za to nie dał, wyrysowany w taki sposób przez nieznanego mi Takeshiego Miyazawę, że chciałbym o nim jak najszybciej zapomnieć. Dalej dostaliśmy sześć pierwszych zeszytów serii TAH. No a wewnątrz kolejny marvelowski tytuł z serii "łatwo, lekko i przyjemnie" na dodatek ze sporą ilością żarcików i przekomarzań pomiędzy postaciami, powiedziałbym że jak słyszę taką opinię na temat czegokolwiek od największego wydawcy komiksów w USA to momentami zbiera mnie na porządny womit, tyle że tym razem na szczęście nie nastąpił. Pak udowadnia, że bez kozery uważany jest za jednego z lepszych scenarzystów Hulka a samemu tytułowi raczej na dobre wyszła podmiana głównego bohatera po części podobnego nieco do starego Bannera po części stanowiącego jego kompletne przeciwieństwo. Amadeus to nieco arogancki zarozumialec, ale z gatunku tych co to da się ich lubić a sam ma dobre intencje chociaż wszystko pragnie robić "stylowo" (różnie z tym bywa) i się dobrze przy tym bawić. Do pomocy będzie miał młodszą siostrę, również geniusza która będzie się w tym duecie zajmowała stroną koncepcyjno-strategiczno-techniczną i starała utrzymać Hulka na wodzy. Rysunki Cho przyzwoite, jak ktoś lubi taki marvelowy styl mazania to będzie zadowolony, gorzej z drugim rysownikiem, stylowo sporo gorzej (chociaż znajdzie się kilka fajnych kadrów) na dodatek uwagę zwracają obrzydliwe komputerowe barwy, totalna amatorszczyzna momentami kojarząca się ze wspaniałymi czasami grafiki VGA i jej cudownych 256 kolorów w niższej rozdzielczości. Obydwaj mają kłopot z narysowaniem Maddy siostry Amadeusa, która w/g scenariusza ma lat 15 a w/g wyglądu jakieś 30 w obydwu przypadkach. Podsumowując, podobało mi się. Nowego Hulka da się polubić i pomimo że Pak utrzymuje całość w raczej luźnej-młodzieżowej konwencji to jest to napisane porządnie (no dobra drugi blok z Czarodziejką, Thor i krasnoludami jest szczerze mówiąc nieco bełkotliwy) i z obietnicą na przyszłość że będzie jeszcze lepiej a fabuła ma kilka intrygujących rozwidleń fabularnych. Pomimo sporej ilości śmieszkowania (ja się nie uśmiechnąłem ani razu za stary już jestem na takie bzdety, ale myślę że niektóre momenty mogą śmieszyć) tytuł ma całkiem niezły potencjał dramatyczny co po raz kolejny Pak wyraźnie sygnalizuje że zamierza wykorzystać. Są fajne pomysły w stylu Amadeus prowadzący klasyczny kabriolet przez pustynię, z Hulkiem schowanym w bagażniku, który od czasu do czasu wyłazi i chwyta za kierownicę (wiadomo co się wtedy dzieje). No po prostu dobrze przemyślana i solidnie wykonana robota. Fajnie, że ktoś tam jeszcze potrafi napisać komiks mogący zainteresować młodszego czytelnika, który ma przysłowiowe "ręce i nogi". Ocena 6+/10.

  "SM 86 - Riri Williams:Ironheart" - Brian Michael Bendis, Mike Deodato Jr., Stefano Caselli. HAHAHAHAHAHAHAHAHA. Jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, to Bendis na koniec uprzedzająco tłumaczy, że wszystko jest w porządku. Rysunki fajne, chociaż Caselli ma chyba jakieś kłopoty z odwzorowaniem wieku ludzi. 5/10.

Offline Gazza

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #376 dnia: Nd, 19 Wrzesień 2021, 19:47:38 »
HA!Wytrwałość je nam z ręki!!!
Tak na marginesie, ktoś wie co się dzieje z Lordem Disneylandem? Coś nam zaginął jakiś czas temu.
Żyje ale faktycznie stroni ostatnio od forum. 😉

Offline asx76

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #377 dnia: Nd, 19 Wrzesień 2021, 20:14:32 »
Żyje ale faktycznie stroni ostatnio od forum. 😉

Wyjdzie z tego? ;)

Offline Death

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #378 dnia: Nd, 19 Wrzesień 2021, 20:17:56 »
Itachi z tego wyszedł. Także jest nadzieja. :)

Offline kv

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #379 dnia: Nd, 19 Wrzesień 2021, 20:21:18 »
Żyje ale faktycznie stroni ostatnio od forum. 😉
To tak się da?!?

Niech zdradzi, jak to zrobił  ;D

Offline Gazza

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #380 dnia: Wt, 21 Wrzesień 2021, 22:08:28 »
Sorry za offtop - mały update - Lord prosił bym, póki co, przekazał Wam pozdrowienia. 🙂

Edit: LordDisneyland aktualnie namiętnie i z powodzeniem oddaje się spacerowaniu po Wawie i jej fotografowaniu. Polecam jego profil na Instagramie - yvx_official
« Ostatnia zmiana: Wt, 21 Wrzesień 2021, 22:13:05 wysłana przez Gazza »

Offline tuco

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #381 dnia: Wt, 21 Wrzesień 2021, 22:18:39 »
Edit: LordDisneyland aktualnie namiętnie i z powodzeniem oddaje się spacerowaniu
to etap zaprzeczenia i izolacji, następną fazą powinien chyba być gniew?

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #382 dnia: Śr, 22 Wrzesień 2021, 20:54:20 »
Jemu też pozdrowienia przekaż oraz to, że czy wróci tu za miesiąc czy za pięć lat to i tak różnicy nie zauważy bo tu dalej paw z kolekcji na głównej leży.

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #383 dnia: Cz, 30 Wrzesień 2021, 01:00:23 »
Wrzesień

Rok 1984 – od lat obiecywałem sobie przypomnienie tej kanonicznej powieści, ale w natłoku innych oczekujących tytułów jakoś to się nie udawało. Zaproponowana przez wydawnictwo Jaguar jej komiksowa adaptacja okazała się zatem idealną okazją do chociaż w tej formule spełnić wspomniany zamiar. Zdecydowanie się nie zawiodłem, a miast tego tylko patrzeć jak za niebawem przyswoję sobie którąś z kolejnych propozycji wspomnianego wydawnictwa.
 
Wolverine: Czerń, biel i krew – patent sprawdzony przy okazji pamiętnego „Batman: Black & White” (choć uzupełniony jeszcze o trzeci o trzeci „składnik”) także tym razem sprawdził się. Rzecz jasna można dyskutować co do jakości prac zaproszonych do tego przedsięwzięcia autorów. Jednak żadna z zaproponowanych przez nich nowelek (do tego zarówno fabularnie jak i w wymiarze plastycznym) nie wykazuje znamion fuszerki. Krótko pisząc udane urozmaicenie regularnych tytułów z udziałem Rosomaka.
 
Wonder Woman: Martwa Ziemia – wprost znakomita realizacja! Do tego zarówno pod względem plastycznym jak i fabularnym co tym bardziej cieszy, bo DC Comics od lat boryka się z brakiem odpowiednio licznego zespołu ponadprzeciętnie utalentowanych scenarzystów. Przynajmniej jak dla mnie jest to jeden z najbardziej udanych komiksów superbohaterskich powstałych po roku 2011. Bez śmieszkowania i palenia głupa. Mariaż wspomnianej konwencji z postapokaliptyczną nastrojowością okazał się zatem wyjątkowo udany.
 
Superzłoczyńcy Marvela: Magneto – kawał wartego uwagi czytadła. Oczywiście swoje robi już tylko charyzma oraz „ciężar gatunkowy” głównego bohatera (?) tego tomu. Niemniej zarówno „Wojna Magneto” jak i „Magneto Rex” (bo właśnie te opowieści zebrano w niniejszej odsłonie kolekcji) to dowód na niesłuszność licznie reprezentowanej w anglojęzycznej sieci opinii jakoby fabuły z udziałem mutantów poprzedzające pamiętny staż Granta Morrisona (skądinąd zjawiskowy i zasłużenie zewsząd „obcmokiwany”) nie były godne rozpoznania. Tymczasem jest tu dobrze pojmowany patos, determinacja uczestników tych wydarzeń oraz świadomość skali ich ewentualnych konsekwencji. A do tego na „pokładzie” tego przedsięwzięcia znalazło się miejsce także dla Alana Daviesa wobec którego prac najzwyczajniej nie potrafię przejść bez, jakkolwiek to zabrzmi, znacznej dozy zachwytu.
 
Borka i Sambor cz. 5 – kontynuacja wspólnej inicjatywy Elżbiety Żukowskiej i Karola „KRL” Kalinowskiego zachowuje pełnię jakości poprzednich odsłon serii. Tym razem jednak miast odniesień do podań, klechd i legend z okresu formowania się polskiej państwowości otrzymujemy opowieść inspirowaną wierszem prawdopodobnie jednego z młodych czytelników niniejszej serii. Co tu kryć: wyszło to niezgorzej niż w przypadku zużytkowania przez autorską spółkę przekazów Galla Anonima i mistrza Wincentego Kadłubka. Dlatego tym bardziej cieszę się, że gnieźnieńskie Muzeum Początków Państwa Polskiego (oczywiście wspólnie z wspomnianym duetem) poszerza swoiste „uniwersum” tegoż urokliwego przedsięwzięcia.
 
Kosmiczna Odyseja – nic nie uchybiając opowieściom takim jak m.in. „Nieskończony Kryzys” i „Flashpoint-Punkt krytyczny” to jednak nie mogłem odżałować braku polskich edycji tzw. wydarzeń obejmujących rozległe obszary uniwersum DC doby lat 80. i 90. A nie da się ukryć, że pod tym względem był to czas znakomity, choć zapewne dla części współczesnych czytelników obfitujący w opowieści z ich perspektywy nie do przebrnięcia. Ja jednak niezmiennie pozostaje pod urokiem takich przedsięwzięć jak m.in. „Legends” czy „Armageddon 2001” i dlatego cieszy mnie „spolszczenie” także niniejszej opowieści. Co prawda ustępuje ona chwilę temu wspomnianym, aczkolwiek skala zagrożenia jest na tyle przekonująca, że zaproponowana przez skądinąd znanego Jima Starlina fabuła, ujmując rzecz kolokwialnie, wciąga. Do tego fani Mike’a Mignoli zapewne będą uradowani. 

Mama Smerfetka – girl power w „smerfnej” odmianie wypada co prawda nieco przewidywalnie, acz mocne zwroty akcji (rzec jasna jak na formułę tej serii) zapewniają oczekiwaną rozrywkę.
 
Superzłoczyńcy Marvela: MODOK – nadspodziewanie warta uwagi pozycja. Na tzw. otwarcie otrzymujemy bowiem prace Jacka Kirby’ego (oczywiście wspieranego przez Stana Lee) z okresu jego szczytowej formy. Znać zatem owo tak charakterystyczne dlań plastyczne rozbuchanie i operowanie efektami wizualnymi, których próżno byłoby doszukiwać się we wcześniejszych komiksowych produkcjach. Ponadto na „listę płac” tego akurat tomiku „załapał” się także wyjątkowy Gene Colan. Natomiast znacznie bliższa nam chronologicznie opowieść o gronie trzecioligowych „badassów” zwerbowanych przez tytułowego „bohatera” zbiorku pozytywnie zaskakuje swoją lekkością i bezpretensjonalnością, a co najważniejsze także sensownością. Jestem zdania, że fabularnej jakości tej opowieści nie powstydziłby się żaden z twórców zaangażowanych w rozwijanie lansowanej obecnie marki Oddziału Samobójców.
 
Najemnik t.6 – Vicente Segrelles to plastyczny geniusz i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Natomiast co do warstwy fabularnej wczesnych odsłon jego najsłynniejszego przedsięwzięcia zasadnie zwracano uwagę na niekoniecznie przesadny stopień ich komplikacji. Przy czym nie było w tym nic złego, aczkolwiek część potencjalnych odbiorców przyzwyczajonych do tzw. piętrowych opowieści mogła odczuwać drobny dyskomfort. Im jednak dalej „w serię”, tym także jej fabuły zauważalnie zyskują na swej jakości. Dzieje się tak za sprawą kumulacji zjawisk, którymi wspomniany artysta stopniowo dosycał „Najemnika”. Dotyczy to zwłaszcza aktywności dobrze już znanego Clausta, uparcie spędzającego przysłowiowy sen z powiek głównego bohatera (i zresztą nie tylko jego). Tak też sprawy mają się w niniejszym epizodzie przypadków bezimiennego specjalisty od rozwałki, a co więcej jest to z jak dotąd zaprezentowanych tomów serii historia najbardziej zajmująca/emocjonująca. Warto.

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #384 dnia: Cz, 30 Wrzesień 2021, 08:23:43 »
A do tego na „pokładzie” tego przedsięwzięcia znalazło się miejsce także dla Alana Daviesa wobec którego prac najzwyczajniej nie potrafię przejść bez, jakkolwiek to zabrzmi, znacznej dozy zachwytu.
Jestem świeżo po lekturze Kapitana Brytanii z WKKM, w którym świetnie widać jak kreska Davisa ewoluuje i krystalizuje się w jedynie znaną i słuszną  :). Pokazanie współpracy dwóch brytyjskich twórców, którzy powoli zaczynali już być rozpoznawalni, czyli Moore'a i Davisa, to jeden z najciekawszych punktów tej kolekcji. Podobnie jest z D.R. & Quinch wydanym przez Studio Lain oraz Miraclemanem od Muchy. Co do prac Davisa najbardziej cenię sobie jego Fantastyczną Czwórkę: Koniec.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #385 dnia: Cz, 30 Wrzesień 2021, 22:01:08 »
  Heretyk, Brytania i Excalibur wyglądają świetnie są dziwne i niepokojące, takie rysowanie pomiędzy Byrne a Sienkiewiczem, FF to taka generyczna bagleyówa dla dzieci, to nie ewolucja to cofnięcie się w rozwoju.

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #386 dnia: Cz, 30 Wrzesień 2021, 23:10:59 »
U mnie "FF: Koniec" załapało się do "Topki" za 2014 r. Pewnie dlatego, że się wówczas bardzo stęskniłem zarówno za przygodami tej drużyny jak i kreską Davisa. Ależ się wówczas jeszcze mało tytułów u nas ukazywało!

Offline Simon

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #387 dnia: Cz, 30 Wrzesień 2021, 23:30:34 »
@SkandalistaLarryFlynt
Zgadzam się. Dawny Alan Davis wymiatał, a jakoś tak pod koniec lat 90. jego styl trochę się zmienił i stracił swój niepowtarzalny klimat. Nie twierdzę, że jego nowe prace są złe, ale z pewnością nie są już tak dobre, jak kiedyś.
« Ostatnia zmiana: Cz, 30 Wrzesień 2021, 23:32:24 wysłana przez Simon »
"I've... seen things you people wouldn't believe...
Attack ships on fire off the shoulder of Orion.
I watched C-Beams glitter in the dark
Near the Tannhäuser Gates.
All those... moments... will be lost in time,
Like tears... in... rain.
Time... to die..."

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #388 dnia: Pt, 01 Październik 2021, 07:59:22 »
FF to taka generyczna bagleyówa dla dzieci, to nie ewolucja to cofnięcie się w rozwoju.
Każdy może mieć swoje zdanie. Jak dla mnie kadry w tym komiksie są naprawdę świetne:
https://alchetron.com/cdn/fantastic-four-the-end-7fd970db-d7ac-4726-bc5d-f5cade1445c-resize-750.jpeg

sum41

  • Gość
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #389 dnia: Pt, 01 Październik 2021, 11:05:27 »
Ja bym powiedzial ze Alan Davis jest jednym z tych rysownikow ktoremu na przestrzeni lat najmniej sie zmienil styl a to za sparawa tego ze prawie zawsze na jego prace kladzie tusz ten sam genialny inker Mark Farmer.

Skandalista mozesz rozwinac co masz na mysli "FF to taka generyczna bagleyówa dla dzieci" ?