Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi  (Przeczytany 142235 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #270 dnia: Pn, 23 Listopad 2020, 20:11:57 »
O proszę czyli jednak coś ruszyło i to w wykonaniu oryginalnego autora czyli pewnie mu się polepszyło. To dobre wiadomości a dla nas to oznacza trzeci tom.

Offline rekinn

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #271 dnia: Wt, 24 Listopad 2020, 03:46:28 »
Komiksy od czerwca do dzis

Straszna lipa, bo nie ma tego wiele. :)

Wąż wodny T. Sandoval- nie potrafię napisać nic poza tym, że jest jak zwykle u autora ładnie, fantastycznie, przepięknie graficznie i zarazem dosć przeciętnie i prawie, że nudno scenariuszowo.
Nadal jednak, rysunki to fenomen wg. mnie a przez to kupię chętnie więcej jego komiksów. Polecam pooglądać. Czytać też można, ale nie nastawiając się na nie wiadomo co. ^^

Chłopaki z 20 wieku + Chłopaki z 21 wieku- no więc skusiłem się na promocję w gildii na hanami i kupiłem 3 tomy, które u nas wyszły (czwarty olałem bo nie załapał się na -45%). No, a potem nie wytrzymałem nerwowo i przeczytałem skany po angielsku. Znaczy się, trzyma w napięciu. :D I tak kupię po polsku resztę i tak, bo było bardzo fajnie. Bardzo chcę jednak napisac cos sporo więcej od siebie o tym komiksie, niż zostawić temat na kilku zdaniach!

Nie wiem za bardzo od czego zacząć. To, że manga jest naprawdę dobra, to każdy kto się interesował, o tym doskonale wie. Pochwalnych recenzji jest od groma w necie, ja sam nie znalazłem żadnej negatywnej. A gdybym znalazł, to bym się strasznie zdziwił. Także nie chcę za bardzo chwalic komiksu tutaj, bo to nie ma sensu; jak to było? "Your reputation precedes you", nie? Jakos tak. Także, to że fabuła jest tip top i tak samo rysunki są tip top, to nawet nie wspominam.

Wolę napisac, jakie były wyłącznie moje wrażenia. Postaram się bez spoilerów:

Pozytywne:

- nietypowo jak na mangę, autor rysuje wyjątkowo duże nosy i dosć brzydkie twarze, co ma odzwierciedlenie w rzeczywistosci oczywiscie; zazwyczaj japonskie komiksy sa cukierkowate i wszystkie postacie bardzo ladne
- jestem zaskoczony jak bohaterowie są ze sobą mocno związani i jak potrafią stać ramię w ramię w obliczu zagrożenia. Scena gdy
Spoiler: PokażUkryj
Marou mówi wprost, że ma na sobie ładunki wybuchowe, a potem kolejna scena, gdy chce je odpalic, wspominając Kenjego jest naprawdę extra! Jeszcze ten spiewak, który mu mówi, żeby się nim nie przejmował i jesli tylko będzie miał szansę, niech odpala- cudo!
Momentami byłem poruszony!
- rozbicie akcji na trzy okresy czasowe, to raz, że jest niesamowicie ciekawe, dwa, że daje super perspektywę na zdarzenia, trzy, że w ogóle autor to ogarnął, naprawdę super!

Neutralne:

Komiks jest potwornie przykry; dużo postaci
Spoiler: PokażUkryj
było okropnie gnojonych jako dzieci. Bardzo źle mi się to oglądało.


Negatywne:

-mały zarzut1- no więc,
Spoiler: PokażUkryj
nie do końca kupiłem to, że Kenji był w oczach reszty aż takim bohaterem i wzorem do nasladowania. Kapuję o co chodziło autorowi, ale odnoszę wrażenie, że utworzenie z niego, prawie, że wzór cnót, to pewna przesada

-mały zarzut 2- uważam, że
Spoiler: PokażUkryj
postac spiewaka została mocno spłycona, przez to, że okazuje się, że to dawny znajomy Kenjego. Byłoby dużo fajniej, gdyby to był ktos z poza grupy dawnych znajomych, ktos kto jako dorosły potrafił uwierzyc w to co się dzieje i stanąć po własciwej stronie

-sredni zarzut- wiecie jak to jest, jak glądacie serial i na końcu jest cliffhanger? No wiadomo, chce się więcej. Ale tutaj, to kurde, było przegięcie. Przez prawie 250 chapterów mangi, na końcu każdego z nich jest cliffhanger. Momentami byłem naprawdę zmęczony ciągłą akcją i brakiem odpoczynku psychicznego od ciągłej gonitwy. Zaczynam wręcz doceniac chaptery- zapychacze w mangach, bo tutaj szło zdurniec czasami. Co rozdział, autor trzymał mnie za jaja i nie chciał puscic, a mnie już bolą. :(

-OGROMNY ZARZUT- ok, więc to jest cos co mnie totalnie rozwaliło na łopatki i tak jak przez 3/4 mangi miałem wrażenie, że rozumiem ten komiks, tak potem autor sporo stracił w moich oczach, a ja kompletnie nie rozumiem, czemu podjął takie a nie inne dycyzje.

Otóż, wg. mnie, dokładnie tak jak w serialu Twin Peaks, największą siła napędową tego komiksu było pytanie: kim jest Przyjaciel?

No i
Spoiler: PokażUkryj
 pierwszym przyjacielem okazuje się Fukubei. To ma sens. To ma nawet bardzo duży sens!!! Od samego początku mangi próbujemy sami zgadnąć, kto jest tym złym. Mamy kilka postaci i musimy wybrac. Ja sam bardzo dobrze się bawiłem, próbując zganąć. Rozpatrywałem naprawde przeróżne możliwosci. Niestety nie zgadłem.Tzn. nawet nie potrafiłem wytypowac kandydata. ^^ Ale, jestem zadowolony z tego, że faktycznie rozważałem możliwosć, że ta trójka dzieci to jaka sciema i to nie jest rodzina Fukubeia, więc byłem naprawdę blisko!!! :) Mylałem, że może to Kenji jest Przyjacielem, bo autor ze dwa razy daje taki "hint", np. gdy jeden z bohaterów- mangaka mówi, że sam tworzy mangę, gdzie gł. bohater okazuje się tym złym na samym końcu. Był jeszcze jeden hint tego typu, ale juz zapomniałem. Także Kenjego na serio rozpatrywałem, ale kompletnie mi się to kupy nie trzymało. No  bo gdzie, jak i dlaczego? :D Super zabawa!!!

No a potem, po smierci Fukubei, okazuje się, że jest drugi Przyjaciel. I teraz, co robi autor? Czy gra z czytalenikiem znów w tę samą grę? Czy znów dobrze się bawimy?  Czy znów próbujemy zganąć kim jest Przyjaciel?

Jedynie na ostatnie pytanie, odpowiadam twierdząco. Pewnie! Próbuję zgadnąć kim jest przyjaciel po raz drugi. Tylko, że tym razem autor nie gra fair play, tylko robi mnie w *****. Poprzednim razem mielismy pulę bohaterów, z posród których moglismy typować. A teraz?

Wyobraźcie sobie film o mafii, gdzie głównym wątkiem jest znalezienie szpiega wsród własnych szeregów. Przez 2 i pół godziny przeswietlacie wszystkich członków mafii, typujecie, mylicie, że jestescie coraz blizej. A na samym końcu, na samiusienkim koniuszku filmu, dosłownie w ostatnich dwóch minutach, scenarzysta wam mówi: to nie był żaden z członków mafii; to był sprzedawca lodów. Wy pytacie- jaki sprzedawca lodów, o czym ty mówisz? A scenarzysta na to- no sprzedawca lodów, ale taki z sąsiedniego miasta, w sumie to z innego kontynentu, albo K*&^@ planety.

No WTF?

Poważnie!!! To jest tak głupie, że aż strach!!! Drugim Przyjacielem okazuje się jakis no-name, którego nie widzielismy na kartach komiksu ani razu!!! Ani razu!!! Z dupy za przeproszeniem się wziął!!!
Nie możesz zgadnąc kogos kogo nie znasz! To nie jest fair-play! To tak jakby autor sam zburzył fundamenty na których oparł całe swoje dzieło. Poczułem się oszukany. I tak, owszem, w 21 ceuntry boys, motywy drugiego Przyjaciela są wyjasnione. tak, mają sens. Tak, trzyma się to kupy. Nie zmienia to jednak faktu, ze wygląda to wszystko jakby autor nie wiedział jak i kogo umiescic na sam koniec pod maską, więc na szybko stworzył nowego bohatera i dał mu motyw. Poczułem się zawiedziony.


No i co, no i koniec końców, ja zawsze oceniam komiks na zasadzie polecam/ nie polecam, bo ocenianie w skali 1-10 mi nie wychodzi. Powiedziałbym po prostu, że polecam, ale tak samo mówiłem o Batman: Court of Owls, albo Batman: Heart of Hush, czy też innych bzdetach.

Nie można stawiac takiej mangi jak 20th ceuntry boys obok takich tępych czytadeł jak te co wczesniej wymieniłem, więc powiem, że...

...polecam z całego serca i daję dodatkowo płetwę rekina jako znak jakosci! :)

PS: Mam już pierwszy tom Pluto, mam nadzieję, że będzie równie wciągający!
« Ostatnia zmiana: Wt, 24 Listopad 2020, 03:48:26 wysłana przez rekinn »

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #272 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 07:00:03 »
Listopad
 
Lewiatan – reinterpretacja Człowieka ze Stali według pomysłu transferowanego z Marvela Briana Michaela Bendisa miała być mocnym wejściem tego autora. Zamysł był faktycznie znaczny i obiecujący. Znać już jednak, że w swoim czasie niemal bezkonkurencyjny twórca komiksowych hitów najlepsze lata swej aktywności prawdopodobnie ma już za sobą. Rytm tej opowieści sprawia wrażenie zaburzonego i prowadzonego jakby bez energii i wiary w sukces przedsięwzięcia. A szkoda, bo wspomniany scenarzysta nie tylko dysponował grupą interesujących komiksowych osobowości, ale też zapewne otrzymał niemal wolną rękę od grona decydentów DC Comics. Stracona szansa na pamiętny tytuł porównywalny z marvelowskim „Rodem M”. 

Superbohaterowie Marvela: Mister Fantastic
– mocne wejście Marka Waida w zamiarze reanimacji podupadającej marki wypadło bardzo udanie. Odnajdujmy tutaj bowiem wszystkie najważniejsze elementy mitologii Pierwszej Rodziny Marvela. Dodatkowo „podrasowane” autorskimi rozwiązaniami wspomnianego scenarzysty. Satysfakcjonująca, rozrywkowa lektura bez tzw. zobowiązań.
 
X-O Manowar t.4 – przełomowy tom serii z racji radykalnej zmiany miejsca akcji. Drobne luki w scenariuszu i nieco mniej udana warstwa plastyczna niż do tej pory nie deprecjonują jednak tego przedsięwzięcia na tyle by obniżyć jego (przynajmniej jak na ten moment) wysokiej jakości. Brawo Panie Kindt!
 
Jeremiah t. 21 – w swoim czasie huczne narodziny owieczki Dolly najwyraźniej przykuły uwagę także Ardeńskiego Dzika i stąd właśnie motyw klonowania posłużył za wiodący w tym gęstym od akcji (a przy okazji także dialogów) albumie. Wizualnie rewelacja. Krótko pisząc mistrz Hermann jak zwykle w znakomitej formie. 

Iguana – nie wolna od perwersyjnych akcentów historia reportażu traktującego o nieżyjącym „cynglu” dyktatora latynoamerykańskiego państewka okazała się nadspodziewanie zajmującą i zarazem intrygującą lekturą. Udanie wypadły także rysunki wykonane wyrazistą, pewnie prowadzoną kreską. Dzieło wiekopomne z pewnością to nie jest, ale i tak godne rozpoznania.
 
The Old Guard-Stara Gwardia t.1 – Rucka jak to Rucka (tj. scenarzysta tego przedsięwzięcia), nie byłby sobą gdyby w przypływie niemal ZMP-owskiej gorliwości nie usiłował wykazać, że jest bardziej „postępowy” niż komasacja Oprhy Winfrey, Noemi Klein i jeszcze całego wora lansowanych w lewaryjskich mediach oszołomów. Stąd narzucanie się czytelnikowi z mało finezyjną propagandówką na rzecz homoseksualnej dewiacji i paru innych „wynalazków” trawionej oszalałym doktrynerstwem współczesności. Fabuła umiarkowanie udana przy wyraźnych śladach zależności wobec pamiętnego „Nieśmiertelnego”. Znać twórcze wypalenie tego autora, a warstwa plastyczna, delikatnie rzecz ujmując, nie porywa. 

New X-Men t.3 – wydawać się mogło, że w dwóch pękatych zbiorach Grant Morrison zdążył upakować już większość swoich pomysłów na swoją interpretacje mutantów Marvela. Ów autor ponownie zdołał pozytywnie zaskoczyć i tym sposobem otrzymaliśmy kolejny zestaw emocjonujących i rozrywkowych zarazem fabuł. Aż żal, że przed nami już tylko jeden tom tej jednej z najbardziej udanych odsłon dziejów wychowanków Charlesa Xaviera.

Punisher MAX t.9
– satysfakcjonujące dopełnienie „maksymalnej” serii, prawdopodobnie najbardziej udanego przedsięwzięcia w dotychczasowej popkulturowej egzystencji „Franciszka Zameckiego”. Jako kontynuator wizji Gartha Ennisa Jason Aaron spisał się znakomicie w czym nie przeszkodziło nawet standardowe dlań silenie się na mało finezyjne obrazoburstwo (ostatnia fabuła tomu). Będzie co wspominać.
 
Conan Barbarzyńca t.74 – kontynuacja wędrówki Conana i Czerwonej Soni przez czas i przestrzeń znowuż wypadła po myśli przynajmniej jednego odbiorcy tej fabuły. Nie tylko ze względu na brawurowe rysunki Mike’a Docherty’ego ale też okoliczność „przymusowego lądowania” pary wspomnianych osobowości w czasach świetności imperium Acheronu. 

Conan: Powrót do Cymerii
– również w tym opasłym tomiszczu cienie Acheronu dają o sobie znać. Najciekawiej dzieje się jednak w tytułowym mateczniku krewkiego Barbarzyńcy; także z racji retrospekcji z udziałem jego nie potrafiącego usiedzieć w jednym miejscu dziadka. Ogrom czytania na długie, jesienne wieczory.
 
Lucky Luke kontra Joss Jamon – nie pierwszy i nie ostatni raz gdy szybszy nawet od własnego cienia rewolwerowiec zmagać się musi z sitwami cwaniaków niecnie korzystających z niedowładu administracji na amerykańskim pograniczu. Jakość klasycznego cyklu w pełni zachowana.
 
Superbohaterowie Marvela: Jean Grey
– niewiele brakowało, a odpuściłbym zakup tego tomu. Raz że w zestawieniu z wczesnymi latami dziewięćdziesiątymi moja atencja wobec mutantów nieco przygasła; dwa – Jean Grey, nawet pomimo uczynienia jej centralną osobowością „Sagi o Mrocznej Phoenix” na ogół sprawiała na mnie wrażenie osobowości bezbarwnej. Tymczasem już tylko pierwsza z zawartych tu fabuł (geneza protagonistki) wypadła autentycznie udanie (także w wymiarze plastycznym) nie zaszkodziła też mała „przypominajka”, tj. przedruk znanego już polskim czytelnikom ślubu Jean i Scotta. Niemniej swoiste clue programu to opowieść osadzona w odległej przyszłości kiedy to owa para (i nie tylko oni) raz jeszcze zmuszeni są skonfrontować się z En Sabah Nurem znanym także jako Apocalypse. I co więcej zilustrowanej przez zjawiskowo utalentowanego Gene’a Ha.
 
Uniwersum DC Comics według Mike’a Mignoli – opowieść o przeciętnym rysowniku, który zdołał wypracować pomysł na samego siebie i za tą sprawą stać się jednym z najpopularniejszych współczesnych twórców komiksowego medium. Ponadto sporo całkiem zgrabnie rozpisanych fabuł prawdopodobnie z najbardziej udanego okresu w dotychczasowych dziejach DC Comics.
 
Papieże w historii: Święty Piotr – teoretycznie w tym przypadku mamy do czynienia z poprawną i całkiem zgrabnie kompozycyjnie „spiętą” opowieścią o życiu najbardziej wyróżniającego się spośród apostołów. Jak jednak przystało na tzw. ducha czasów bieżących także scenarzysta tego przedsięwzięcia nie podarował sobie odrobiny uszczypliwej nadinterpretacji pod adresem zarówno tytułowego bohatera tej odsłony niniejszej serii jak i jego Mistrza.
 
Bitwa Warszawska 1920 – kolejna bardzo udana realizacja jednego z najlepszych duetów twórczych polskiego komiksu. Przełomowy moment ujęty z dwóch perspektyw: tzw. wielkiej historii oraz zwykłych ludzi ciśniętych w jej często bezlitosne tryby. Jak zawsze fachowo prowadzona narracja i wzorcowo wykonana warstwa plastyczna. Oby jak najwięcej takich produkcji. 

Dymki z Tintina jak dymki z komina – znakomicie było sobie odświeżyć prace mistrza Tadeusza w ich pierwotnej wersji. Tego typu klasyki nigdy za wiele.

Authority t.1 – podobnie jak przy okazji opublikowanej w poprzednich latach serii „Planetary” także w tym przypadku mamy do czynienia ze szczytowym osiągnięciem konwencji superbohaterskiej. Ogólnie tytuły takie jak właśnie niniejszy czy powstające w ramach linii wydawniczej America’s Best Comics projekty Alana Moore’a okazały się dotąd niedoścignionym wzorem dla wspomnianego nurtu. Błyskotliwe, nie wolne od sardonicznego humoru dialogi i konstatacje od których spodnie opadają razem z kieszeniami. No rewelacja! A do tego skrupulatny i epicki zarazem Brian Hitch.
 
Królewska krew t.4 – zaskoczenia nie ma bo jak to standardowo w utworach tzw. Jodo bywa perwersja i okrucieństwo (do tego w imię częstokroć absurdalnych pseudoidei) także tym razem wręcz przelewają się z finezyjnie rozrysowanych kadrów. 
 
Papieże w historii: Klemens V – już tylko tytuł tego albumu („Ofiara Templariuszy”) sugerować mógł, że podobnie jak w przypadku m.in. serii „Ramiro” także tym razem będziemy mieli do czynienia z produkcją nie wolną od manipulacji typowej dla antykatolickiej propagandy „republikańskiej”. Faktycznie zarówno na planszach albumu jak i w posłowiu przytrafiają się tego typu żenujące nadinterpretacje i przekłamania. Materia wyjściowa dla niniejszej fabuły okazała się jednak na tyle trudna do tego typu obróbki, że zarówno tytułowy bohater jak i rycerze-mnisi jawią się tutaj według standardów zdecydowanie odmiennych niż w tzw. postępowej „literaturze” przedmiotu. Skala wyzwań z którymi Klemens V zmuszony był się zmierzyć była wręcz przytłaczająca, a mimo to pozostawił on po sobie Kościół znacznie wzmocniony. Scenarzysta umiejętnie ukazał te zjawiska i stąd kolejny tom tej serii okazał się lekturą najbardziej zajmującą (i wciągającą zarazem) z dotychczas u nas opublikowanych.

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #273 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 11:45:07 »
@Nawimar, dzięki za skutecznie wyleczenie mnie z potrzeby zakupu The Old Guard  :)
Stumptown czytałeś?

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #274 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 11:58:59 »
Laf, nie ma za co :) Choć niewykluczone, że jestem już do tego typu realizacji uprzedzony. Po prostu dla mnie jest już tego zbyt wiele i zbyt nachalnie suflowane. Stąd przesyt. Co do "Stumptown" to miałem okazję ten tytuł czytać i nie powiem abym jakoś szczególnie wyczekiwał kontynuacji. W moim przekonaniu jest to rzecz mocno przeciętna, z nieszczególnie wciągającą intrygą wiodącą oraz bezbarwną protagonistką. Rysownik też umiarkowanie się postarał. Szczerze pisząc byłem mocno zdziwiony gdy dowiedziałem się, że ktoś wpadł na pomysł adaptowania tej produkcji na potrzeby telewizji/netu. No ale co kto lubi.

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #275 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 13:17:57 »
Z jednej strony cieszę się, że zaoszczędzę trochę na komiksowych zakupach, ale z drugiej trochę szkoda, że twórca tak świetnych serii jak Gotham Central czy Lazarus aż tak bardzo się wypalił.  :(
Niedługo biorę się za odświeżenie jego pierwszego runu w Wonder Woman i z tego co pamiętam to też nie była jakaś porywająca lektura.
« Ostatnia zmiana: Śr, 02 Grudzień 2020, 13:19:51 wysłana przez laf »

Online misiokles

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #276 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 13:27:22 »
Gdyby się wypalił na Stumptdown to by później nie napisał cenionego Lazarusa, czyż nie?

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #277 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 13:32:18 »
Misiokles, oczywiście nie powinienem wypowiadać się za Lafa, ale wydaje mi się, że z tym wypaleniem to mogło dotyczyć "Starej gwardii". Ze swej strony na pewno żałuję, że współtwórca tak udanych tytułów (choć też mam różne co do nich "ale") jak "Gotham Central" ostatnimi czasu "jedzie na rezerwie".

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #278 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 13:43:57 »
Dokładnie tak, chodziło mi o The Old Guard.
Co do Stumptown to dopiero teraz zauważyłem, że ta seria dostała Eisnera, może więc jednak się nią zainteresuję. Ale na pewno odpuszczam sobie Starą Gwardię.

Offline sad_drone

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #279 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 14:14:51 »
Rucka w ogole sie nie wypalil, jego black magick ktore aktualnie pisze jest doskonale. Old guard nie czytalem wiec sie o jakosci nie wypowiem, moze wypadek przy pracy.
If I Had More Time, I Would Have Written a Shorter Letter.

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #280 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 15:15:17 »
Pocieszające jest to, co napisałeś  ;D

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #281 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 16:30:40 »
Mike Mignola absolutnie nie jest przeciętnym rysownikiem.

Offline Death

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #282 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 18:28:50 »
Mike Mignola absolutnie nie jest przeciętnym rysownikiem.
O ja... Jest wręcz rysownikiem kapitalnym. Przecież Sanktuarium z tego zbiorku i krótkie opowiadania w Hellboyu typu Wisielec to rysunkowa magia (scenariuszowa zresztą też).

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #283 dnia: Śr, 02 Grudzień 2020, 23:24:50 »
Teraz juz nie jest, bo tak jak wspomnialem znalazl na siebie pomysl wypracowujac stylistyke, ktora za sprawa czestego operowania swiatlocieniami nie tyko generuje przekonujacy nastroj ale tez sprytnie kamufluje niedostatki jego warsztatu i talentu. Idealnie widac to wlasnie w tym albumie w ktorym uchwycono proces jego stylistycznej ewolucji: od nieporadnego imitowania maniery m.in. Johna Byrne'a (co latwo mozemy porownac dysponujac polska edycja mini-serii ,,Czlowiek ze Stali") po wlasna tozsamosc i unikalnosc artystyczna, ktorej zwienczeniem jest w tym przypadku ,,Sanctum", swoista ,,sluza" do ,,Hellboya".

Offline bibliotekarz

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #284 dnia: Cz, 03 Grudzień 2020, 12:36:00 »
Nie widzę żadnych niedostatków warsztatowych w Gotham in gaslight. Nie przyszło mi też do głowy by styl znany z Hellboya służył maskowaniu czegokolwiek. Z czasem widzę po prostu zmęczenie materiału.
Batman returns
his books to the library